Niewielka miejscowość Grodno (około 20 km od Torunia), tam zostają znalezione ludzkie kości. Na miejsce zostaje wezwany komisarz Bernard Gross. Pierwsze wnioski nasuwają myśl o samobójstwie, ale skrupulatny śledczy postanawia dogłębnie zbadać sprawę. Okazuje się, że kluczem do jej rozwiązania jest zaginiecie pary studentów sprzed 16 lat. Dodać należy, że do tej pory nie wyjaśnione. Gross musi odgrzebać stare akta i rozdrapać rany, który długo się zabliźniały, aby odpowiedzieć na pytanie: „Dlaczego (…) odebrał sobie życie w dniu urodzin swojej zaginionej siostry”?[1]
Robert Małecki zaserwował nam całkiem ciekawy kryminał. W „Zadrze” mamy wielowątkową sprawę, co czytelnicy tego typu literatury bardzo lubią. Powiązywanie wątków, wyciąganie wniosków to jest właśnie to co pociąga nas w powieściach kryminalnych, a w towarzystwie Bernarda Grossa jest to wyjątkowa przyjemność, bo to przenikliwy śledczy. Zresztą Małecki nie rozdrabnia się, nie mami czytelnika. Jasno i wyraźnie widać, że każdy wątek ma być nośnikiem jakiejś wskazówki. Chociaż w kontekście finału miałam wrażenie, że nie wszystkie zostały należycie domknięte.
„Zadra” to trzeci tom cyklu z Bernardem Grossem. Widać, że autor w przemyślany sposób buduje tę postać i opisuje świat, w jakim ona funkcjonuje. Tworzy bystrego, acz nieco smętnego detektywa. Osobę zaangażowana w swoją prace, a przy tym noszącą ciężar prywatnej tragedii. Gross to prawdziwy „poker face” przesłuchiwania. Nie daje się wytrącić z równowagi. Każdorazowo przejmuje pałeczkę i robi ze świadkami i podejrzanymi co chce.
Akcja książki ma miejsce w Chełmży. To jest nieduże miasto pod Toruniem. Przyznam, że w opisach Małeckiego wydało mi się większe niż w rzeczywistości, ale to drobiazg. Natomiast czuję mały niedosyt, iż autor nie zaprezentował chełmżyńskiej gwary, a miał taką możliwość bo w powieści przewijają się postacie z różnych warstw społecznych. Ja rozumiem, że być może w kontekście ogólnopolskim to nie jest tak istotne, że taki czytelnik z Krakowa nie zwróci na to uwagi, a może nawet taki język byłby dla niego śmieszy. Ale żeby nawet naszego regionalnego „jo” nie było. Jako czytelniczka z Torunia odczuwam smuteczek.
Czytając „Zadrę” naszła mnie pewna refleksja a propos cyklów kryminalnych. Mam wrażenie, że są bardzo słabo oznaczane przez wydawców. Obejrzałam kilka razy moje wydanie tej powieści [wyd. Czwarta Strona, 2020] i nie ma na nim wzmianki, że to kolejny tom. Okej, na skrzydełku są okładki innych książek autora, ale ty czytelniku musisz się domyślić, czy są powiązane, czy nie. Trochę szkoda, że o tym nie pomyślano bo mam wrażenie, że w tym przypadku i śledczy, i sprawa kryminalna są równie ważni. Gross nie tylko ją rozwiązuje. On nadaje powieści charakteru i przez pracę jaką wykonuje, ale również przez swoją osobę.
Trochę za dużo ciemnych chmur i mrocznych korytarzy, ale poza tym – jak na mój gust – Robert Małecki oddał w ręce czytelników bardzo dobry kryminał. Szczególnie docenią go czytelnicy, którzy lubią skomplikowane sprawy i wielu bohaterów. A także ci ceniący cykle kryminalne.
[1] Robert Małecki, „Zadra”, wyd. Czwarta Strona, Poznań 2020, s. 111.