“Spostrzegając udrękę na twarzy Arabelli, poprzysiągłem sobie, że choćby ziemia miała się zawalić, spróbuję ofiarować jej choćby ułamek szczęścia, na które zasługuje”.
[ współpraca: @wydawnictwoniezwykle ]
Arabella Vargas nie ma łatwo. Kobieta żyje w wiecznym strachu przed ojcem tyranem. Kiedy ten mówi jej, że musi poślubić wybranego przez niego kandydata, Arabella wie, że nie ma wyboru i nie może się przeciwstawić. Jeśli sprzeciwiła by się, mogłaby ponieść srogie konsekwencje.
Jej przyszły małżonek wydaje się tajemniczy, o Cameronie Salfordzie niewiele wiadomo. Jedyne dostępne informacje dotyczą tego, że w bardzo krótkim czasie stał się jednym z najbardziej wpływowych biznesmenów w Liverpoolu. Jednak Arabella nie wie, że Cameron zgodził się na ten układ z powodu żądzy zemsty na jej ojcu.
Trudno mi zebrać słowa i myśli po tej pozycji. Z jednej strony całkiem mi się podobała, natomiast z drugiej… Średnio. Sam zamysł fabularny jest ciekawy, ale sposób prowadzenia akcji zepsuł efekt, przez co mam ogromnie mieszane uczucia.
Zacznę może od tego, że styl pisania autorki był przyjemny, dzięki czemu przez lekturę przeszłam dość szybko. Jednak w tekst wkradło się sporo błędów stylistycznych, co sukcesywnie odbierało przyjemność z czytania. Na przykład: "raczyłam się długimi, pełnymi oddechami".
Uwielbiam motyw zemsty, ale potencjał tego motywu nie został do końca wykorzystany. Nasz główny bohater stale powtarzał, że chce za coś zemścić się na ojcu Arabelli. Wręcz z uporem maniaka w kółko przypominał, że tamten zapłaci za wszystko co mu zrobił. Tak było dosłownie przez całą książkę. Jednak czegoś dowiadujemy się dopiero pod sam koniec “Devoted”. Lubię jak powieść jest owiana tajemnicami, ale tutaj… Cóż, to było wręcz nużące i w pewnym momencie zaczęło mnie okropnie nudzić.
Myślałam, że akcja głównie będzie skupiać się wokół krzywd sprzed lat. Niestety pokuszę się o stwierdzenie, że to było dosłownie o niczym. Z jednej strony niby o relacji głównych bohaterów, z jeszcze innej – na skakaniu Camerona wokół starszego Vargasa.
Sama relacja Camerona i Arabelli była specyficzna, bo faktem jest to, że weszli w małżeństwo z przymusu. No i okej to rozumiem, ale nie do końca spodobał mi się sposób poprowadzenia ich pseudo związku. Między nimi dało wyczuć się od początku jakąś chemię, co oczywiście jest na duży plus, ale z drugiej strony irytowało mnie ich zachowanie. Bawili się w przysłowiowego kotka i myszkę. Przyciągali, odpychali. Tak w kółko. Na początku to było przyjemne, ale z czasem coraz bardziej mnie denerwowało.
Cameron stale powtarzał, że nie może się do niej zbliżyć, bo “nie chce jej skrzywdzić jak jej ojciec”. Na siłę ukrywał przed nią sekret, okłamywał ją, żeby następnie starać się pokazać jej jak bardzo wartościową jest osobą.
Spodobał mi się wątek krzywdy wyrządzonej Arabelli przez jej ojca. Fakt, domyślałam się co mogło wydarzyć się lata temu w ich domu, ale jednak jak dowiedziałam się co dokładnie zaszło… Zaskoczyło mnie to. Sam sposób poprowadzenia tego wątku i tego jak kobieta starała się wyprzeć traumę z umysłu, było ciekawe.
Podsumowując, początek bardzo mi się podobał, środek średnio, ale zakończenie mnie zaintrygowało. Podejrzewam, że sięgnę po kolejny tom, bo chciałabym poznać dalsze losy bohaterów.