Przygodę z książkami Pauliny Hendel zaczęłam od serii Żniwiarz, która była mi polecana na bookstagramie. Od razu zakochałam się w tych powieściach. Wcześniej natrafiłam na Zapomnianą Księgę, ale opis Strażnika nie przypadł mi do gustu. Uznałam, że to nie dla mnie. Dopiero po zakończeniu Czarnego Świtu zapałałam chęcią przeczytania Zapomnianej Księgi. Kto czytał wspomnianą przeze mnie powieść o Magdzie, ten zrozumie. W każdym razie dałam szansę i pokochałam kolejne powieści spod pióra Pauliny Hendel. Teraz przyszedł czas na Wysłannika, czwarty tom opowieści o Hubercie Sierpniu, który przeżył koniec świata.
Po ostatniej wojnie i ukazaniu się demonów, ludzie w miarę poukładali swoje życie. Nauczyli się na nowo funkcjonować bez elektryczności i bez nowoczesnych technologii. Teraz przyszedł czas na kolejny krok - odbudowanie świata. Hubert Sierpień wraz z przyjaciółmi postanawia nawiązać współpracę handlową z zaprzyjaźnionymi wioskami. Organizuje wiec, na który zaprosił przedstawicieli osad, a na który niespodziewanie przybywają niezapowiedziani goście. Jakie intencje mają przybysze i czy można im zaufać?
Przyznam szczerze, że zanim przystąpiłam do czytania, obawiałam się, że tutaj już nic ciekawego się nie wydarzy. W pierwszym tomie zostaliśmy rzuceni na głęboką wodę do świata siedem lat po wojnie, którego nie rozumieliśmy i który musieliśmy odkrywać. W drugim cofnęliśmy się do początku, do wojny, zarazy i końca świata. Trzecia to powtórka z rozrywki, czyli Hubert próbujący zmienić przyszłość. Czwarty to moment, w którym już wszystko wydaje się być poukładane. Zastanawiałam się, czy nawiązywanie kontaktów handlowych będzie w stanie mnie zaciekawić. Autorka znalazła jednak inny wątek, który został pociągnięty w tej części i zrobiła to idealnie!
Czasami mam wrażenie, że Paulina Hendel mogłaby przez 500 stron pisać o niczym, a i tak bym czytała z zaciekawieniem. Ma tak przyjemny styl, że czytając, skupiamy się tylko i wyłącznie na tym, co się dzieje. Zatapiamy się w opisywanej historii i razem z bohaterami przemierzamy Polskę wzdłuż i wszerz. Można odnieść wrażenie, że wszystko, co się dzieje, dzieje się obok nas. Nie gdzieś na kartkach książki, ale tu i teraz. Wyciągniemy rękę i możemy poklepać Huberta po plecach. Naprawdę, to co robi Paulina Hendel, to prawdziwa klasa! Do tego dochodzi jeszcze sam schemat powieści. W Zapomnianej Księdze nawet na moment nie można stracić czujności. Niby wydaje się, że nic się nie dzieje, że jesteśmy właśnie w tej spokojniejszej scenie, w której autorka daje nam i bohaterom odpocząć, a tu nagle nam demon spada na głowę i musimy się przed nim bronić. Uwielbiam to! Ataki są kompletnie nieprzewidywalne i mogą się zdarzyć dosłownie w każdej chwili. Nie tylko, gdy nasi bohaterowie są w podróży, ale również gdy spokojnie siedzą w pozornie bezpiecznej osadzie.
Drugim ważnym elementem są postacie. Nie są idealnymi superbohaterami z peleryną czy bez. Nie mają super mocy, nadludzkiej siły… Wróć! Wyczuwanie demonów to chyba jednak jest super moc. W każdym razie chodzi mi o to, że nie są kreowani na wyjątkowych, którzy poradzą sobie zawsze i wszędzie. Hubert i Zuza wyczuwają demony, ale to nie znaczy, że nigdy nie zostali przez żadnego zaatakowani czy z każdym poradzili sobie grożąc mu palcem ;). Hubert dodatkowo najpierw robi, a potem myśli, co nie raz wpędziło go w kłopoty. Zuza z kolei często odpływa do innego świata i ciężko się z nią dogadać. Ernest zawsze jest tym odpowiedzialnym, który panuje nad tą dwójką. W takim razie, jak poradziliby sobie, gdyby z jakiegoś powodu Ernesta nagle zabrakło?
W Wysłanniku podobało mi się absolutnie wszystko. Od wydarzeń, przez naszych dobrze już znanych bohaterów, tych nowych, aż po demony, którym bliżej do zwierząt niż do diabelnych potworów. To, w jaki sposób autorka przedstawia demony, jest dla mnie absolutnie wspaniałe. Co jeden to straszniejszy, bardziej inteligentny, ale też dzięki temu możemy obdarzyć go większą sympatią. Przez to, że Hubert i Zuza potrafią je wyczuwać, my również jesteśmy w stanie lepiej je poznać. To, że nie zawsze kierują się tylko i wyłącznie żądzą krwi. Czasami atakują, bo zwyczajnie się boją, czy są głodne. Zupełnie jak zwierzęta. Nie wiem, jak innym czytelnikom, ale mi ten zabieg przypadł do gustu. A ponieważ zwierzęta uwielbiam, to nawet te demony (mimo że straszne) coraz bardziej da się lubić.
A za nawiązanie do Żniwiarza kłaniam się nisko i mam nadzieję, że tych nawiązań będzie więcej. Może Omen się pojawi? Magda? Pierwszy? *składa ręce do modlitwy*
Nie mogę się doczekać kolejnej części. Wydawało mi się, że już ze spokojem spoglądam na kolejne tomy Zapomnianej Księgi, ale jednak nie. Po przeczytaniu Wysłannika przebieram nóżkami, aby jak najszybciej sięgnąć po kontynuację. Pani Paulino, kiedy możemy się jej spodziewać?