Już jakiś czas temu miałam okazję zapoznać się z twórczością Aleksandra Dumasa ojca. Ponieważ spotkanie to wypadło nader pomyślnie, zapragnęłam zaznajomić się również z piórem jego syna, który imię odziedziczył po ojcu. Zdecydowałam się w pierwszej kolejności sięgnąć po jego najpopularniejsze dzieło – Damę kameliową, inspirowaną ponoć wydarzeniami, które miały miejsce naprawdę.
Małgorzata Gautier – tytułowa bohaterka powieści, to znana, paryska kurtyzana. Żyje wygodnie i dostatnio, ponieważ grono jej adoratorów jest bardzo szerokie, a jej klienci to przede wszystkim bogaci panowie z wyższych sfer. Przez wielu nazywana jest Damą kameliową. Przydomek ten zawdzięcza kameliom – ukochanym kwiatom, które często nosiła przy sobie. Pewnego dnia Małgorzatę poznaje młody Armand Duval i z miejsca obdarza ją uczuciem. Początkowo kurtyzana nie przywiązuje zbytniej wagi do jego umizgów, z czasem jednak jej nastawienie ulega zmianie. Niestety kobieta jest poważnie chora i wkrótce umrze. Ale nie jest to jedyna przeszkoda na drodze do szczęścia tych dwojga. Szybko okaże się, że jest ich wiele.
Dama kameliowa zaliczana jest obecnie do klasyki literatury światowej. Wciąż – pomimo upływu lat – dzieło to cieszy się dużą popularnością i jest przez wielu cenione. Utwór doczekał się licznych ekranizacji na całym świecie, a także swojej adaptacji operowej za sprawą Verdiego, który po dokonaniu pewnych modyfikacji w pierwowzorze wprowadził go na scenę pod nowym tytułem – La Traviata.
Moje uczucia w stosunku do tej książki są bardzo ambiwalentne. Nie należę do grona osób zachwyconych najpopularniejszym dziełem młodego Dumasa i raczej się to już nie zmieni. Nie mogę jednak powiedzieć, że jest to książka zła. Ma wady, ale można w niej łatwo odnaleźć także plusy.
Już od pierwszych stron niezmiernie irytował mnie Armand. Momentami wprost zadziwiał mnie swoją naiwnością. Rozumiem, że może młody, zakochany człowiek nie myśli do końca racjonalnie, zwłaszcza, gdy jest to jego pierwsza tak wielka miłość, uczucie zupełnie nowe, ale bez przesady. Dorównywał naiwnością kilkuletniemu dziecku, a przez to był kompletnie nierzeczywisty. Możliwe też, że taki był zamiar autora, niemniej mnie ten argument akurat nie przekonuje.
Historia, z którą mamy do czynienia jest z gruntu banalna, przesiąknięta smutkiem i przygnębieniem. Niemniej jednak czyta się ją dość płynnie. Miejscami potrafi wciągnąć i zainteresować. Język, jakim została napisana jest dość specyficzny, poetycki, ale zupełnie przystępny. Mimo swej banalności jest to opowieść o silnym zabarwieniu uczuciowym. W pewien sposób oddziałuje na czytelnika i jego emocje.
W utworze zostało też nakreślone tło społeczno-obyczajowe. Autor sportretował ówczesne społeczeństwo paryskie w sposób dość ciekawy, niemniej jednak na mój gust niezbyt dogłębny. Społeczeństwo to przestawione zostało raczej powierzchownie, schematycznie i stereotypowo. Dużo w tym obrazie swego rodzaju luk, przejaskrawienia i mało obiektywizmu. Dla mnie to płytkie i mało wiarygodne. O wiele lepiej zaprezentowane zostały natomiast same zwyczaje ludzi tamtej epoki.
Atutem książki są umiejętnie i subtelnie wplecione w fabułę przemyślenia o życiu. Wyjęte z kontekstu powieściowego mają charakter uniwersalny. Są piękne, poruszające i niezwykle głębokie. Mogą stać się również inspiracją do prywatnych rozważań. Wszystkie zawarte w tekście refleksje i perypetie bohaterów ukazują w przepiękny sposób tak często zapominaną i lekceważoną prawdę o tym, że nie wszystko w życiu jest takie, jakie się wydaje na pierwszy rzut oka. Według mnie to jest główne przesłanie płynące z kart Damy kameliowej.
Tak, jak pisałam już wcześniej – ten utwór nie zrobił na mnie większego wrażenia, ale nie twierdzę, że jest zły. Możliwe, że na taką, a nie inną ocenę wpłynął fakt, że mimo wszystko porównuję jego styl ze stylem jego ojca. Zwykle staram się każdego autora i każdą książkę oceniać indywidualnie, ale tym razem chyba nie do końca jestem w stanie to zrobić. Powieści ojca wprost uwielbiam, sprawiają na mnie zawsze niesamowite wrażenie pod wieloma względami. Powieść syna mnie rozczarowała. Nie zaskoczyła niczym szczególnym, nie zachwyciła. Bo zbilansowaniu wszystkich plusów i minusów prezentuje się w moich oczach po prostu przeciętnie.
Przed przeczytaniem książki miałam okazję widzieć w operze La Traviatę. To też mogło wpłynąć w pewnym stopniu na moją ocenę, bo cały czas myśląc o wersji pisanej miałam przed oczami obrazy ze spektaklu, mimo iż usilnie starałam się o nich nie myśleć. A przy operowej wersji ta książkowa wypada znacznie gorzej. Możliwe, że, gdybym nie miała do czynienia z adaptacją sceniczną moja ocena byłaby ciut wyższa. Lektury nie polecam i nie odradzam.