Najbardziej wyczekiwana przeze mnie premiera literacka roku już za nami. Myślę oczywiście o „Więźniu nieba” Zafona. Przeczytałem w 2 wieczory. Książka jest sporo mniejsza od „Cieniu wiatru”. Niby czterysta parę stron ale litery duże i interlinia spora więc strony umykają jak szalone. Ta gonitwa stron to oczywiście nie tylko zasługa składu drukarskiego ale i samej powieści którą czyta się bardzo szybko. Więcej o tym za chwilę. W czwartym zdaniu porównałem do innej powieści autora i chyba musze się z tego wytłumaczyć. Legendarne opis poszukiwań tajemniczego autora przez Daniela i rozwijająca się miłość do Bei to jedna z moich ukochanych opowieści. Większość znajomych jest przeze mnie zmuszana do przeczytania „Cienia wiatru”. W Barcelonie przez kilka dni chodziłem śladami bohaterów, ba starałem się jadać tylko lokalach wymienionych w książce. Jednym słowem maniak ze mnie. Nic więć dziwnego że moje oczekiwania wobec „Więźnia nieba” były ogromne. Pierwsze spojrzenie w literki , i nim się zorientowałem miałem za sobą ponad 100 stron. Jak już mówiłem, czyta się niezmiernie szybko. Tym bardziej, że akcja toczy się w kilkanaście miesięcy po wydarzeniach opisanych w „Cieniu”. Ci sami bohaterowie, to samo miejsce czyli Barcelona. Jak zwykle dużo retrospektyw. Pomimo tych samych bohaterów, inna jest ich waga dla konstrukcji powieści. Głównym bohaterem, nie jest już Daniel a jego najlepszy przyjaciel Fermín Romero de Torres. To w około jego burzliwej przeszłości osnuta jest fabuła. Akcja w znacznej części toczy się w smutnych latach po upadku Barcelony i po ostatecznym końcu Republiki. Jak sam autor mówi w czasach o których Barcelona chciała by zapomnieć. Ten okres terroru to moment szalejącego bezprawia stanowionego w imieniu Franco. Pewnej deszczowej nocy, bez istotnych powodów, do zamienionego na katownię zamku Montjuic trafia skatowany mężczyzna. Trafia wprost z kazamatów policyjnych inspektora Fumero. Podczas rozmowy z naczelnikiem więzienia przedstawia się jako Fermín Romero de Torres. Pod celą poznaje Davida Martina, powieściopisarza cierpiącego na chorobę umysłową. Nazywają go Więźniem Nieba. Pracuje on nad powieścią „Gra Anioła” Tyle o fabule. Miłośnicy Zafona już wychwycili pewne smaczki. Kto nie wychwycił, niech chociaż przeglądnie tytuły innych książek autora.
O fabule nie chcę pisać jeszcze z jednego powodu. W przeciwieństwie do „Cienia” gdzie mamy kulminację i rozwiązanie akcji z wyjaśnieniem wszystkich głównych wątków, tutaj autor na końcu nie wyjaśnia niczego. Wręcz mów do nas, to dopiero początek. Kiedy pochłaniałem kolejne rozdziały w pewnej chwili zauważyłem, że końcowa okładka coraz bliżej a zagadek miast ubywać przybywa. Ewidentnie powinniśmy się spodziewać nowej powieści. Większość wątków zostało właściwie zarysowanych. Tylko jedna z osi fabuły, właściwie będąca jedynie pretekstem do budowy akcji zostaje doprowadzona do końca. Naprawdę wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi. Pisarz zachował by się po prostu nieuczciwie zostawiając czytelnika z tak dużym bagażem niewiedzy.
Kolejną zmianą którą zauważy każdy czytelnik poprzedniej powieści jest odejście od intrygujących opisów budujących nastrój. Tutaj wszystko jest podporządkowane lawinowemu tempu akcji. Z każdą stroną przybywa wątków i zagadek. Zdarzenia dzieją się jedno za drugim. Ukryta i zaginiona przestępcza fortuna sąsiaduje o kilka stron z tajemnica śmierci matki Daniela. Domniemana zdrada małżeńską z tajemniczym zniknięciem ministra. Tematy się kręcą w około siebie, czasami się przecinają ale nie mogą znaleźć wyjścia z gęstniejącego labiryntu. Tym razem autor stawia jedynie pytania, nie odpowiada na nie. Ewidentnie zapowiada się cykl. Spostrzegawczy czytelnik już na okładce znajdzie nieistotny z pozoru szczegół. Prócz jak zawsze znakomitych fotografii Francisa Catal-Roca w prawym rogu odnajdziemy niepozorną grafikę , bazującą zresztą również na zdjęciu detalu z Sagrady Familii. Opowieść o znaczku jest częścią polskiego wydania. Wydawca przygotowuje nas do cyklu ? Daje nawet jasne oznaczenie, jak cykl będzie sygnowany? W jednym z wywiadów Zafon powiedział, że w uniwersum planował osadzić 4 powieści. Wliczając najnowszą ukazały się już 3. Jeżeli celem czwartej będzie jedynie odpowiedzenie czytelnikowi na zagadki z trzeciej to się rozczaruję. Może warto jednak było ksiazkę uczynić odrobinę większą i opowiedzieć historię do końca a ewentualną czwartą powieść oprzeć o zupełnie inny pomysł , choć pozostawić w Barcelonie czasów Franco. Póki co bardzo polecam, choć nie tak bardzo jak „Cień wiatru”. Choć by z tego powodu, że ilość treści i intryg jest tu wyraźnie mniejsza co wynika mniędzy innym z objętości książki. Moim zdaniem niedoścignionym opus magnum autora pozostaje ciągle „Cień wiatru”. Może kolejna pozycja to zmieni.