Każdy z nas to wie, prawda? Bez większego trudu jesteśmy w stanie przypomnieć sobie kilka różnych memów, które widzieliśmy dzisiaj w internecie. Bez problemu odróżnimy mem od nie-memu.
Ale czym on jest? I czy może być sztuką?
Na potrzeby niniejszego tekstu, cytując za portalem
memypolskie.pl, przyjmiemy następującą definicję memu:
gatunek wypowiedzi internetowej, komunikat obrazkowy zbudowany w oparciu o schemat konstrukcyjny, wykorzystujący skonwencjonalizowane elementy związane ściśle z kulturą i historią internetu.
Memy bardzo często wciągają swojego odbiorcę w pewną grę – opartą albo na zabawie słowami, albo skojarzeniami. Niektóre memy są gorzkie i mocno ironiczne, inne będą po prostu zabawne. Są memy zaangażowane politycznie, społecznie i takie, które odnoszą się po prostu do sytuacji jednostkowych, indywidualnych.
Obserwujemy też swoiste mody na różne memy –
keep calm and…, me gusta, Janusz Nosacz, Hide the pain Harold, forever alone, big brain time, Willy Wonka, Crow of Judgement. Istnieje nawet cała strona internetowa poświęcona pochodzeniu poszczególnych memów –
knowyourmeme.com
A jakie są memy Marty Frej?
Przede wszystkim są artystyczne. Przypominają bardziej miniaturowe obrazy, niż standardowego, znanego nam z internetu mema. Są też bardzo zaangażowane społecznie. Feministyczne. I zaskakująco codzienne. Nie w prost poruszają ważne tematy, skłaniają nas do przemyśleń i w tym tkwi ich siła. To sztuka krytyczna, często wykorzystująca kontrast, jako środek przekazu, jak w memie zatytułowanym ,,Beniowski'' czy ,,Własność prywatna''. To sztuka ironiczna (,,ajfon, ajmak, ajpad'', ,,Bóg czy małpa'', ,,artystka''). To sztuka wykorzystująca grę słów (,,Autoerotyzm'', ,,Bąk''). To również sztuka z którą rezonujemy, bo odnosi się do rzeczy codziennych (,,Niewłaściwa rzecz'').
Jak wspomniałam na początku, jednym z wątków, które powtarzają się w twórczości Marty Frej jest feminizm. Artystka w swoich memach porusza takie zagadnienia, jak brak równouprawnienia kobiet (szczególnie w sferze domowej - ,,30% PKB), przypomina nam o istnieniu szklanego sufitu, pokazuje siłę stereotypów przypisanych do płci (,,Cycki i doktorat'')... Jest jednak w tym wszystkim też dużo optymizmu, bo bohaterki tych memów stawiają się, stają okoniem, sprzeciwiają się, pokazują na co je stać, określają swoje granice i wyrażają głośny sprzeciw.
Duży nacisk Marta Frej kładzie też na poczucie solidarności z innymi kobietami i na to, że porównywanie się z innymi jest naprawdę szkodliwe dla naszej psychiki i ogólnego dobrego samopoczucia.
Jednym z moich ulubionych memów z tego albumu jest ten, który przedstawia dwie starsze panie. Jedna z nich jest ubrana jak Elvis - i to ona mówi - druga, babcia w szarym płaszczu, stoi i grzecznie słucha ściskając w dłoniach torebkę. A co mówi ta pierwsza? ,,I powiedziałam sobie tak: wychowałaś dzieci, wychowałaś wnuki, pochowałaś męża i wreszcie masz czas, żeby dowiedzieć się, kim naprawdę jesteś...''
Na temat przekazu tego jednego rysunku można byłoby napisać cały osobny tekst odnoszący się do tego, jak bardzo zapracowane są kobiety - jak wiele współczesne społeczeństwo zrzuca na ich barki. Jak dużo muszą zrobić, zanim wyrwą trochę czasu dla siebie i będą mogły zająć się odkrywaniem tego, kim tak naprawdę są, a nie domyślaniem się tego, czego ktoś od nich chce albo co powinny zrobić, żeby było dobrze.
Na koniec kilka słów o samym wydaniu, bo w przypadku albumów to bardzo ważne. Wydawnictwo RM stanęło na wysokości zadania i ,,120 twarzy Marty Frej'' zostało wydane naprawdę fantastycznie. Twarda oprawa, dobry, gruby papier, żywe kolory. Mogłabym się przyczepić tak naprawdę tylko do jednego, dużego, dwustronnicowego memu (,,Chcesz? Bo niedobre''), którego tekst w pewnym momencie znika w zgięciu papieru, ale to tak naprawdę drobiazg w porównaniu z całą resztą.
Album będzie doskonałym prezentem dla kogoś, kto lubi prace utrzymane w tego rodzaju estetyce.
*książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl