Powieści historyczne kojarzą mi się jednoznacznie – z czasami szkolnymi, kiedy tak bardzo bałam się Pani Od Polskiego, iż przeczytałam calusieńki „Potop” od deski do deski. Potem, na studiach, przeczytałam jeszcze „Ogniem i mieczem”. Znów w całości. Od pierwszej litery do ostatniej kropki (powtórnie ze strachu, tym razem przed Prowadzącym Zajęcia). Nie było to doświadczenie traumatyczne, ale przyjemne też nie. Sienkiewicz skutecznie zniechęcił mnie do książek historycznych (przypuszczam, że nie jestem w tym doświadczeniu odosobniona). Dlatego z reguły i bardziej dla zasady, niż z rzeczywistej niechęci, nie czytuję powieści historycznych. Jednakże interesuję się powieściami dla młodzieży. Właśnie dlatego, że „Dziewiąty legion” wpisuje się w ten nurt, postanowiłam się nim zainteresować.
Powieść została wydana po raz pierwszy w 1954 roku. Liczy sobie już nieco ponad pięćdziesiąt lat. Można by powiedzieć „staroć” i od razu książkę skreślić. Przecież jest tyle współczesnych powieści dla młodzieży, które warto byłoby przetłumaczyć na język polski. Cieszę się jednak, że wydawnictwo Telbit zwróciło uwagę na twórczość pani Rosemary Sutcliff i postanowiło zapoznać z nią polskiego czytelnika.
Książka rozpoczyna się krótkim wstępem od autorki, w którym pisarka wspomina: „około roku 117 n.e. Dziewiąty Legion wymaszerował na północ, żeby stłumić bunt kaledońskich plemion i słuch po nim zaginął. Prawie tysiąc osiemset lat później, podczas wykopalisk w Silchester (…) odnaleziono rzymskiego orła bez skrzydeł.” Zagadka, jakich wiele w historii. I tylko tyle historii. Cała reszta opowieści to fikcja, ale jaka fikcja!
„Dziewiąty Legion” jest opowieścią o lasach Marka Akwilii, młodego legionisty, który już na początku wojskowej kariery, odnosi ranę, zmuszającą go do porzucenia planów o zostaniu zawodowym żołnierzem. Problem jednak w tym, iż Marek nie ma innego pomysłu na siebie. Marzyła mu się kariera wojskowa. To jedno chciał robić w życiu. Nie przewidział, iż potrzebny mu będzie plan awaryjny. Po wypadku zostaje odesłany do swego najbliższego krewnego, brata ojca. Tam dowiaduje się o pogłoskach, iż orzeł, należący do zaginionego Dziewiątego Legionu, jest w posiadaniu jednego z brytyjskim plemion. Postanawia ruszyć w niebezpieczną i najprawdopodobniej samobójczą podróż, by odnaleźć posążek i dowiedzieć się, co stało się z zaginionym legionem, w którego szeregach znajdował się także jego ojciec.
Dlaczego warto czytać powieści historyczne? Są poznawczo ciekawe. Dobrze jest czasem uświadomić sobie, że (o, kurcze) kiedyś nie było Internetu, wieści docierały do uszu zainteresowanych po wielu miesiącach, czasem nigdy. Na porządku dziennym było, iż wszelki słuch po kimś zaginął. Ludzie umierali zbyt łatwo, nie było antybiotyków, bieżącej wody również nie. Jest jednak jeszcze coś ważniejszego Dobrze jest uzmysłowić sobie (lub przypomnieć), że z każdym pokoleniem pojęcia ulegają gradacji. Dziś „honor” nie jest już tym samym, czym był dla Marka Akwilii żyjącego 117 roku . Ten młodzieniec wyruszył w niebezpieczną podróż, tylko po to, by odebrać brytyjskim plemionom orła swego ojca, symbol legionu, który ten tak bardzo ukochał. A przecież wiedział, że najprawdopodobniej nie będzie mu dane powrócić z tej wyprawy. Dawno, dawno temu istniały czasy, kiedy honor był honorem, przyjaźń była na całe życie, dane słowo stanowiło świętość, a za jego niedotrzymanie karę wymierzało bóstwo. Kiedyś ludzie żyli w brudzie, smrodzie, biedzie i wierzyli w zabobony. A jednak, pod pewnymi względami byli lepsi od nas. Historia przedstawiona w „Dziewiątym Legionie” pokazuje jak wiele zmieniło się przez te niemal dwa tysiące lat. Z drugiej strony kilka przedstawionych na kartach powieści sytuacji jest tak boleśnie znajomych. Mamy młodego chłopaka, który miał marzenie, postawił wszystko na jedną kartkę i podporządkował całe swoje życie temu jednemu celowi. Po wypadku Marek musiał odsunąć od siebie dawne dążenia. Był rozczarowany, czuł się nie niepotrzebny. Czyż nie brzmi znajomo? Od momentu, w którym dzieje się akcja powieści, minęło niemal dwa tysiące lat. Zmieniło się wszystko. I nic się nie zmieniło.
Niezaprzeczalnym walorem książki jest także język. „Dziewiąty Legion” został napisany naprawdę pięknymi zdaniami. Konstrukcyjnie również jest niezwykle dopracowany. Akcja się nie wlecze, nie ma zbędnych opisów, pojawia się za to napięcie i ten, jakże miły niepokój, co też będzie dalej?
Na koniec jeszcze jedna uwaga odnośnie gradacji dokonującej się z pokolenia na pokolenie. W porównaniu z tym, co czytałam ostatnimi czasy, stwierdzam, iż (uwaga, objawiam) przed półwieczem powieści dla młodzieży też pisano lepiej.