Przypadek sprawił, że zaczęłam czytać tę książkę – i absolutnie nie żałuję. Jest świetna, piękna i niełatwa, moim zdaniem lektura prawie obowiązkowa dla teściowych i synowych. Jest do przeczytania i przemyślenia.
Jest to opowieść snuta przez Lucy – synową Diany i Dianę – teściową Lucy i Patricka. I parę słów, pod sam koniec dorzuca Nettie, córka Diany i zona Patricka.
Opowieść chaotyczna na pierwszy rzut oka, bo tworzą ją 64 rozdziały, w których panie opowiadają nie tylko o tym co dzieje się tu i teraz, ale i sięgają bardzo daleko w przeszłość – i trudno tu mówić o chronologii.
Dzięki tej podwójnej relacji, czasem o dokładnie tych samych wydarzeniach czy faktach, czytelnik wie o nich prawie wszystko – ale Lucy i Diana nie, one znają tylko swoją wersję wydarzeń i swoje odczucia.
Myślę, że to z tej niewiedzy od samego początku zabrakło między nimi zrozumienia tej drugiej, jej pobudek, oczekiwań, priorytetów, zasad jakimi się kieruje, faktów i zdarzeń, które ją ukształtowały.
Za to było zderzenie wyobrażeń o życiu i oczekiwań jak ta druga ma postępować …
Lucy nie rozumiała zachowania Diany, jej powściągliwości, niechęci wręcz do zaprzyjaźniania się, jej zasad i postępowania wobec dzieci. A od dawna miała nadzieję, że teściowa będzie jej drugą matką, że zastąpi tę rodzoną, która zmarła gdy Lucy miała trzynaście lat.
Diana nie zapałała od razu sympatią do przyszłej synowej, zbyt się różniły, ale też nie miała nic przeciwko niej; dla niej istotne było, że to jej syn kocha Lucy i jest z nią szczęśliwy, ona nie musiała, dla nie wystarczało, że Lucy jako synowa „może być”.
Od razu na początku obie nie tylko nie znalazły wspólnego języka, ale też żadna z nich nie pochyliła się nad drugą, nie próbowała spojrzeć na świat jej oczami, nie zastanawiała się czemu ona jest taka, a nie inna. Może gdyby choć jedna potrafiła przemóc się i opowiedzieć o sobie, o tym co ją ukształtowało, byłoby lepiej – sądzę, że tak, i uważam, że to Diana jako starsza, bardziej doświadczona, znająca różne złe strony życia powinna była podjąć próbę porozumienia, spróbować wytłumaczyć siebie i powiedzieć synowej parę ciepłych słów.
Czytając, rozumiałam ich motywy, nie tylko dlatego, że opowiedziały czytelnikowi swoją przeszłość. Rozumiałam, bo od kilkudziesięciu lat jestem synową, a niespełna 10 lat temu zostałam teściową, no i jako człowiek, jestem nie mniej dziwna niż Diana. Dla mnie ta książka to opowieść o Lucy i Dianie, ale też bardzo prawdziwe pokazanie jak tworzy się relacja synowa - teściowa, co w jej tworzeniu służy dla dobra sprawy, a co tylko pogorszy i zaogni wzajemny układ.
Będzie dobrze jeśli nie będziemy oceniać swoich bliskich, no i innych ludzi, zbyt powierzchownie i przykładając do nich własną miarę, bo każdy ma przeszłość, która go ukształtowała, a która innym często jest nieznana. Jeśli będziemy pamiętać, że ani nas nikt tak do końca nie zna, ani my nikogo tak po całości nie znamy.
Jeśli nie będziemy bać się siebie nawzajem („Ojej, co ona pomyśli! ...”), a będziemy sobą - bo to szczere i prawdziwe, a więc najłatwiejsze.
I, jeśli będziemy widzieć w tej drugiej CZŁOWIEKA mniej lub więcej takiego jak ja.