Autorkę tej kontrowersyjnej książki poznałam dzięki serii poczekajkowej, później było "Lato w Jagódce" i dwie Poziomki. Na blogu pisarki spotkałam cudowne dziewczyny, ciepłe, sympatyczne, bez żadnego powodu i bezinteresownie pożyczające mi książki K. Michalak, bądź też dające mi w prezencie tytuły takie jak "Gra o Ferrin" (Aga) czy "Rok w Poziomce"(Anita). Od samej autorki także udało mi się otrzymać książkę, jako wygraną w konkursie, z autografem! Byłam zachwycona! Z niecierpliwością oczekiwałam na książkę dotyczącą Powstania Warszawskiego i wszystko byłoby nadal tak cudownie, sielankowo, dobrze, gdyby nie Mistrz...
Nie jestem osobą, która pisze złe recenzje, która robi coś "pod publikę", udaje kogoś, kim nie jest, czy krytykuje i obraża. Nie jestem taka, gdyż szanuję ludzi, wiem, że podobnie jak ja mają uczucia, dlatego nie rozumiem, dlaczego nie wolno mi wypowiadać się niepochlebnie na temat tego, co przeczytałam? Czy wszystko musi mi się podobać, a nawet jeśli mi się nie podoba, to mam spuścić na to zasłonę milczenia? Nie jesteśmy przecież dziećmi, mamy rzekomo wolność słowa, jednak chyba tylko "wolnoć Tomku w swoim domku", tfu, blogu! Narażam się, wiem, ale teraz przynajmniej będę wiedziała, dlaczego od wczoraj czuję się jak zbity pies, dlaczego zostałam tak potraktowana? Autor powinien mieć dystans do siebie, doceniać to, że ktoś szczerze mówi, co myśli, jeżeli zauważa jakieś niedociągnięcia, powinien zwrócić na nie uwagę, nikt przecież nie robi tego po to, by mu dokuczyć, a jedynie pomóc, by książka była naprawdę dobra!
Szanuję Kasię Michalak i uwielbiam jej twórczość, każdą jedną książkę czytałam "od deski do deski", od początku do końca, każdą oceniam na piątkę, wszystkie czytałam z wielkim zainteresowaniem, nie mogłam doczekać się co będzie dalej, aż nagle bach!
Nie chodzi wcale o to, co zapewne zarzuci mi wielu z Was, że nie lubię "scen" w książkach, chociaż rzeczywiście mojej mamie nie poleciłabym tej lektury, właśnie z uwagi na owe "sceny". Czytałam kilka mniej rozreklamowanych książek, które w tle miały sceny erotyczne i mimo to podobały mi się nadzwyczajnie, chociażby wczorajsza moja recenzja trylogii Hanny Cygler, czy odkryta niedawno przeze mnie Agnieszka Lingas -Łoniewska i jej "Zakręty losu".
W "Mistrzu" strasznie zawiodła mnie nierealność, nierzeczywistość, ponieważ nie ma ludzi, którzy zachowują się w tak dziwny sposób, nie mogę wyjaśnić dokładnie, co mam na myśli, ponieważ nie chcę zdradzać fabuły. Mimo wszystko, choć nie uważam jej za fenomen, nie wiem, co takiego 'arcy' znalazłyście dziewczyny w tej lekturze!, sądzę, że warto poznać "Mistrza" i samemu wyrobić sobie o nim zdanie, a nie zawierzać w tej sprawie innym. Moim zdaniem, by uznać coś za fenomen, lektura musi nieść jakieś przesłanie, czegoś nas nauczyć, pomóc coś zrozumieć, a ja tu tego nie znalazłam. Sama z miłą chęcią sięgnę po "Wiśniowy dworek" i niedokończoną "Nadzieję", które na pewno będę mogła polecić wszystkim z czystym sumieniem.
Za możliwość poznania "Mistrza" dziękuję Agnieszce i przepraszam za nieprzyjemności jakie spotkały ją przeze mnie. A w tej książce męczyło mnie tylko jedno, wiecznie zapełnione usta Andżeliki. Myślę, że do mężczyzn ta książka ma prawo przemówić, bo kobiety raczej nie lubią tego typu zabaw.