Książka pt. „Kroniki Jaaru. Księga luster” opowiada historię nastoletniej dziewczyny- Kate Hallander, która pewnego dnia trafia do osobliwego sklepu. Dostaje w nim tajemniczą Księgę pełną magicznych zaklęć. Postanawia wypróbować jedno z nich. Po splocie różnych dziwnych zdarzeń trafia do zagadkowej krainy Jaaru, w której przeżywa moc przygód.
Na początku sprostuję jedną rzecz, o której napisałem w tytule tej recenzji. Na blurbie książki mianowicie umieszczono dopisek: „Gdyby Harry Potter był dziewczyną, nazywałby się Kate Hallander!”. Przede wszystkim nie cierpię, kiedy książkę porównuje się do innej, znanej i lubianej powieści. Po przeczytaniu bardzo to umniejsza tę książkę porównywaną. Tak też było i w tym przypadku. „Kroniki Jaaru” mają naprawdę mało punktów wspólnych z Potterem (no bo to, że w książce występuje magia sprawia, że powieści są do siebie podobne? No nie...) i, przynajmniej moim zdaniem, są od niego gorsze. Dlatego też przez to porównanie spodziewałem się czegoś wspaniałego, a, jak zwykle w takich przypadkach, zawiodłem się niestety. Myślę, że jeśli już wydawnictwo chciało usilnie porównać tę pozycję do jakiejś innej, to lepsze byłyby „Mroczne materie” Philipa Pullmana.
Książka Adama Fabera to prosta historyjka przesiąknięta magią, skierowana raczej do młodszych czytelników. Muszę przyznać, że fabuła nie jest zbyt rozbudowana, nie ma wielu wątków. Akcja toczy się dosyć wolno, ale nie nudziłem się podczas czytania. Warto wspomnieć tutaj także o słownictwie, które dotyczy magii. Nie powiem, jest ono trochę zawiłe i może sprawić problem dla młodszych czytelników, dla których przecież ta książka jest głównie skierowana. Oprócz tego punktem sprzecznym są też dwie sceny, które, przynajmniej moim zdaniem, nie są odpowiednie dla młodszych.
Mam też małe „ale” do głównej bohaterki. Jest ona po prostu nijaka, nie wyróżnia się niczym z tłumu, ale... może to dobrze? Może sprawia to, że bardziej ją polubimy, gdyż jest zwykła, taka jak większość? Nie wiem, mam mieszane uczucia. Całkowicie inaczej jest z jej ferem, czyli opiekunem, przyjacielem w krainie Jaaru, który jest dobrze zarysowaną postacią. Wyróżnia się swoim nierozgarnięciem, ale zawsze to jakieś wyróżnienie powodujące, że bohatera lepiej zapamiętamy. Wniosek wyniosłem jeden, zdecydowanie bardziej polubiłem postacie, które czymś się wyróżniały(na przykład fera Kate- Fiona czy jego Babcię Annwynn, która z pewnością była… oryginalna).
Jeśli mowa o bohaterach wspomnę jeszcze o Jawisie, czyli jednorożcu, o którym można powiedzieć, że jest przyjacielem Kate. Najbardziej przypadł mi on do gustu, jest naprawdę bardzo dobrze stworzoną postacią. Tylko dlaczego jest go tak mało w książce? Nad tym naprawdę ubolewam.
Grzechem jest nie wspomnieć w recenzji o wydaniu, gdyż wbrew popularnemu przysłowiu „Nie oceniaj książki po okładce”, jednak ten efekt wizualny jest bardzo ważny. Ilustracje stworzyła Julia Boniecka, która w internecie znana jest pod pseudonimem tojkoo. No i… okładka jest nieziemska, naprawdę! Zazdroszczę talentu! Czcionkę również oceniam na plus, ponieważ jest bardzo duża, dzięki temu pozycję szybko się czyta. Wydawnictwo pod względem wydania zdecydowanie nie zawiodło. Genialna robota!
Jak oceniam w ogólnym rozrachunku książkę? Na mocno średnią. Nie jest to nic wyjątkowego. Mnie za bardzo nie porwała, ale też nie zniechęciła. Czy sięgnę po kolejne tomy? Jeśli będzie taka okazja- tak, ale raczej nie zdarzy się to zbyt szybko.
Ocena: 3/5