Następna książka mojego ulubionego autora, na której się nie zawiodłam. Tym razem opisuje jedną rzeczywistość z pewnymi elementami nierzeczywistymi. Zawiera też w sobie moje ulubione paradoksy, które czasami świetnie opisują świat. Bo czy owca, symbol potulności i spokoju („jak barany prowadzone na rzeź”) może stać się agresorem? A może nie do końca nasze przeświadczenia odpowiadają rzeczywistości, tylko nam jest trudno z tym się pogodzić. Jakie dziwne rzeczy, zjawiska, lub ludzie potrafią zawładnąć czasem naszym umysłem i często nie zdajemy sobie z tego sprawy aż to minie. I co potem? A jak często udajemy coś lub kogoś, kim nie jesteśmy. Czasami ta maska zrasta się z nami tak, że już nie wiemy czy to my, czy nie my.
Główny bohater jest przeciętnym trzydziestoletnim facetem, który razem z przyjacielem prowadzą firmę reklamową. Jego życie jest szare i sam pisze: „Żyliśmy wszyscy z dnia na dzień, pijąc tanią whisky, uprawiając nudny seks, wiodąc nieprowadzące do niczego rozmowy i pożyczając sobie nawzajem książki. I tak te niewydarzone lata sześćdziesiąte próbowały dobiec końca i opuścić ze zgrzytem kurtynę.” Po rozstaniu z żoną jest samotny, popada w rutynę i co mu pozostaje. „Wszystko, co zdobyłem, było bezwartościowe i wszystko, co osiągnąłem było bez znaczenia. Pozostała jedynie nuda.”. „Są różne przyczyny, dla których człowiek zaczyna regularnie pić duże ilości alkoholu. Przyczyny są różne, ale rezultat zwykle taki sam.” Jednak pewnego dnia otrzymuje od przyjaciela fotografię owiec na pastwisku, gdzie jedna z nich ma na grzbiecie gwiazdę. Przyjaciel prosił, aby to zdjęcie dotarło do jak największej ilości osób. Umieszcza je w jednym z biuletynów reklamowych. Nagle zjawia się dość dziwny człowiek i żąda usunięcia zdjęcia. Stawia mu też dziwne ultimatum: „Jeżeli w ciągu dwóch miesięcy od dzisiaj znajdziesz owcę, zapłacimy ci tyle, ile będziesz chciał. Jeśli nie znajdziesz, będzie koniec z twoją firmą i z tobą.” Nasz bohater rzuca pracę i wyrusza z dość oryginalną towarzyszką na poszukiwanie najpierw przyjaciela, a później owcy. Od tego momentu mamy coś na wzór zagadki kryminalnej. Postacie, które spotyka na swojej drodze są nietuzinkowe, a liczba absurdalnych sytuacji ogromna. Bohatera jednak nic nie dziwi, nie ocenia, przyjmuje rzeczywistość jak jest. Spotykają człowieka, który opowiada im legendę o tej owcy. Czy naszemu bohaterowi uda się odnaleźć najpierw przyjaciela, a później owcę. Kim jest Człowiek-Owca? Czy szukamy owcy? Może owca jest tylko pretekstem do innych poszukiwań.
Opisuje rzeczywistość naszych spotkań z innym człowiekiem. Ile razy w ciągu dnia prowadzimy puste konwersacje, właściwie nie służące niczemu? U Murakami ,nie ma w tych kontaktach zakłamania. Każdy z dialogów nawet najbardziej absurdalnych jest ważny, skłania do innego spojrzenia na życie, z innej perspektywy. Przemyślenia i refleksje głównego bohatera też są zaskakujące. Imiona mają tylko bohaterowie dla niego ważni, z którymi łączą go jakieś uczucie. Kot, który staje się ważny zyskuje imię. Nie stwarza poprzez zwracania się po imieniu sztucznej bliskości z ludźmi, do których nic nie czuje i którzy są mu obojętnie. Jeżeli spotyka dziewczynę, w której coś go urzekło, nic do niej nie czując, to odbywa „stosunek płciowy”. Gdy ona odejdzie, idzie się swoją drogą i imię przestaje być ważne. Cała powieść, jak i jej zakończenie nie są jednoznaczne pozostawiając na duże pole do własnej interpretacji. Lubię ten spokojny, nostalgiczny styl autora, gdzie rzeczywistość miesza się z absurdem, gdzie nie ma jednoznacznych odpowiedzi, to zostawia czytelnikowi.