Przedostatni raz, kiedy wystrzelili mnie z armaty, to było jak Odalia opuściła mnie, zabierając dziecko.Wyobraźni autorowi nie można odmówić. W każdym z 22 opowiadań tej książki mamy do czynienia z innym bohaterem, ale jest to zawsze mężczyzna w średnim wieku, trochę miglanc, trochę nieudacznik, trochę maminsynek, choć może nie z własnej woli: po prostu żydowskie matki w podaniu Kereta są zaborcze i autorytarne. Pewnie i ta jego taka właśnie była. Bohater trzyma się nieco na uboczu, bo ma społeczne fobie, jest raczej ugodowy, rozpieszczający dzieci i bardziej kundel, niż pies na baby, bo one go zwykle nie chcą, nie zauważają, lub co najwyżej traktują jak "przyjaciela". Opisane sytuacje to wydarzenia dnia codziennego - oczyma Izraelczyka możemy obserwować życie w tym nieco odmiennym obyczajowo i politycznie kraju, co jest wartością samą w sobie. Jednak co i rusz wplątuje się w tok opowiadania wątek cokolwiek fantastyczny, co czyni całość rodzajem przenośni. Autor ma wielki zmysł obserwacji i w toku opowiadania da się poznać, że Keret to człowiek wysoce inteligentny, i nie jest to tylko inteligencja społeczna. Przy tym Agnieszka Maciejowska spolszczyła go z dużym wyczuciem potocznej polszczyzny. Skupię się w recenzji na wybranych opowiadaniach, które przemówiły do mnie szczególnie.
Otwierające tom króciutkie opowiadanie
Kiedy przedostatni raz wystrzelili mnie z armaty to rodzaj groteski, jaka klimatem przypomina nieco prozy Brunona Schulza czy Kafki. Bohater to porzucony mąż, sprzątający klatki we "wschodnioeuropejskim cyrku" (
Moje życie było zrujnowane i zapach gówna pasował do niego, s.5), który nieoczekiwanie otrzymuje lukratywną propozycję, by zostać kulą armatnią. Gdy pyta o jakieś wskazówki czy szkolenie, dyrektor mu odpowiada:
Zrozum, żeby być ludzką kulą armatnią, nie musisz być giętki, szybki czy silny, tylko wystarczająco nieszczęśliwy. Czy upadek może nieść ze sobą jakieś pozytywy?
Opowiadanie
Tam gdzie rośnie zioło chyba nie nawiązuje tytułem do filmu Bergmanna, bo jest osadzone w stricte izraelskich realiach: facet pracujący w barze, żeby zdobyć nielegalne w Izraelu zioło, potrzebne mu do uwodzenia koleżanki z pracy, daje się nająć przez adwokata, by wyzywał podczas procesu podsądnego Araba, co ma zrobić wrażenie na sędziach, gdyż takie rzeczy
otrząsają ich trochę z naftaliny suchego prawa,
pozwalają im otrzeć się o prawdziwy świat (s.24). Żydowski pragmatyzm. I przebiegłość.
Amerykański wydawca i przyjaciel autora z opowiadania - tytułowy
Tod - typ kompulsywnego uwodziciela bez krztyny wdzięku - wierzy ślepo w sprawczość literatury i zamawia u przyjaciela opowiadanie, które mu pomoże zaciągać dziewczyny do łóżka. Autor wykazuje się raczej zrozumieniem dla kobiet.
Koncentrat samochodowy w centrum pokoju i każdej prowadzonej w nim rozmowy stawia nieoczywisty stolik, który jest
kostką. Kostka pozwala poprowadzić konwersację w każdą stronę. A taka
rozmowa jest jak tunel, który drążysz cierpliwie łyżeczką w podłodze więzienia. Ma jeden cel, wydostać cię z miejsca, gdzie teraz jesteś. A kiedy drążysz tunel, po drugiej stronie zawsze znajdziesz rękę: empatię, co doprowadzi do dupczenia, męską zażyłość, która zmiesza się doskonale z butelką whisky, coś, co da poczucie bezpieczeństwa właścicielowi mieszkania, który przyszedł zainkasować za wynajem.. Każdy tunel ma swój kierunek, ale łyżeczka, u mnie przynajmniej, to zawsze ta sama łyżeczka: czerwono-biały mustang '68 z otwieranym dachem wielkości minibaru, stojący u mnie pośrodku salonu (s.40). Kostka służy też jako detektor uczuć kobiet odwiedzających właściciela. I w momencie, gdy wydaje nam się, że to historia o kolejnym zaliczaczu spódniczek, serwuje się nam jego historię, historię kostki i poznajemy chęć ułożenia sobie życia z koleżanką z pracy, która jest samotną matką. W ten sposób całość zostaje nieoczekiwanie pogłębiona.
GooDeed to wymyślona (?) historia powstania
aplikacji do obdarowywania biednych, czyli pomysł na bezproblemowe poczucie się lepiej bez konieczności konfrontowania się twarzą w twarz z biedą, co dla bogatych nie musi być komfortowe, a poza tym nawet przy takim kontakcie istnieją przecież niepisane reguły:
rozmawia się grzecznie, nie patrzy w oczy, nie pyta o imię i nie daje więcej niż dwadzieścia dolarów. (s.84-5). Historia o tym, że dopiero przypadkowo spotkany żebrak był zdolny dostrzec dobre serce kobiety, której nikt wcześniej za nie nie podziękował. Brak wdzięczności sprawia, że
człowiek czuje się niedostrzeganym niewolnikiem - takim, którego dostrzega się dopiero wtedy, kiedy nie daje tego, czego się od niego oczekuje. (s.86)
Polarna jaszczurka dystopijna historia z niedalekiej przyszłości, gdy dzieciaki będą wstępować do wojska, by zdobywać rzadkie kolekcjonerskie figurki do gier - Pitomony (wziął to z czeszczyzny? - pitomý to po czesku głupi). A dlaczego będą to robić? Bo...nie będą mogły się oprzeć reklamie. Zabawny, wojskowy zwrot na kopnięcie w kalendarz: zdać duszę Wysokiemu Kwatermistrzowi. Opowiadanie musiało powstać niedawno, bo trwa w nim trzecia kadencja prezydentury Trumpa.
Urodziny przez cały rok to przypowieść o naszych czasach, gdzie ludzie robią pieniądze nie produkując nic, lecz handlując emocjami. Ponieważ nikt ich nie kocha, są w stanie kupić i sprzedać nawet prawa do gratulacji w dzień urodzin czy opłakiwania podczas pogrzebu. Bardzo geszefciarska perspektywa pozwalająca jednak na zadumę, dokąd zmierza dzisiejszy świat.
Do najsilniej do mnie przemawiających opowiadań należą jednak zupełnie nierealistyczna
Drabina, a także Jad Waszem i
Pinapple Crush:
Drabina modyfikuje być może jakąś żydowską legendę o aniele-nieudaczniku, bo na taki motyw niejednokrotnie już natrafiałem także w polskim folklorze (np.
O Sabale muzykancie). Tu bohaterem jest anioł Cwi, który jakoś nie ma ochoty śpiewać, grabić chmury - po prostu nic go w niebie nie cieszy, brak mu ludzi... Chciałby schodzić między nich z poselstwem, jak np. do Sary, żony Abrahama, a w żydowskim niebie chodzą plotki, że nie była to jedyna misja... Nienachalny dowcip i ironia naznaczyły melancholijnym wdziękiem to opowiadanie, co wychodzi niemal emblematycznie w dialogu między aniołami, jak ten:
- Bóg wie, że masz wiele powodów do radości...
- Bóg umarł.
- Wiem. Ale my tu nadal jesteśmy i raj funkcjonuje...
Jad Waszem skrzy się już tylko delikatną ironią wobec symboliki żydowskiego męczeństwa ale stanowi wyraźną aluzję do współczesnych "holocaustów". W warstwie treściowej niekochające się już żydowskie małżeństwo w średnim wieku funduje sobie wycieczkę do Izraela, by może odświeżyć uczucia. I właśnie w Jad Waszem Eugene rozbija sobie nos o symboliczne zobrazowanie różnicy życia Żydów w Europie przed i w trakcie Holocaustu. Na tle historii Żydów, w poświęconym zamordowanym dzieciom Jad Lejaled, rozgrywa się także dramat mężczyzny, którego żona bez wyrzutów sumienia, w sposób zaplanowany i bez porozumienia z nim pozbyła się ich wspólnego dziecka dokonując aborcji. Żydowski kompleks Holocaustu odzwierciedla także opowiadanie
Chipsy, w którym w ośrodku prywatnej fundacji hoduje się ludzkie klony, żeby ich sponsorzy mogli się później na nich wyżyć lub zemścić za przeszłość, jak na nie-ludziach. Naród, który doświadczył poniżenia chce odpłacać tą samą monetą. Taka autorefleksja to istotny element w na pozór lekkich i zabawnych, a przecież niepokojących i głębszych, niż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, opowiadaniach Kereta.
Pinapple Crush jest świetnie napisaną historią przypadkowych, niemal codziennych spotkań dwojga nieznajomych na plaży - Akirow (pseudonim od nazwy osiedla, na którym mieszka), adwokatki z dużej kancelarii, która odkryła, że jej pracodawcy zamieszani są w grubą aferę i anonimowego pracownika świetlicy szkolnej. Oboje przychodzą tam, by od czegoś uciec - ona od gęstej atmosfery biura, on po pracy - na pierwszego bucha dnia o zachodzie słońca.
Pierwszy buch to ten, który dodaje światu kolorów. (...) Pierwszy buch dnia jest jak przyjaciel z dzieciństwa, jak pierwsza miłość, jak reklama życia. Bo to coś innego niż samo życie, które jest czymś takim, co gdybyś mógł, dawno już zwróciłbyś do sklepu. (s. 203) Atmosfera opowieści przypomina pierwsze opowiadania Hłaski, choć narrator nie jest tak twardy i bezkompromisowy: jest zmiękczony, jak rzeczywistość, którą zmiękcza ziołem. Bohater, choć bezimienny, wydaje się osobą nam już znaną, bo zioło załatwia przez Awriego, kumpla z liceum, który w opowiadaniu
Tam gdzie rośnie zioło nazywał się tak samo
. O Akirow nie dowiadujemy się wiele - tyle co wie o niej bohater od niej samej. Natomiast charakterystyka jego pracy odpowiada chorym stosunkom w szkołach, jakie zapanowały i u nas - rozwydrzeni uczniowie i ich jeszcze mniej dorośli, roszczeniowi rodzice. Na krótką chwilę wystarczającą na wypalenie skręta spotyka się więc ze sobą dwoje uciekinierów, którzy mimo porozumienia uciekają samotnie... "Pineapple Crush" - bo "tak mocno daje, że możesz się zakochać w ananasie" - to nazwa najlepszego towaru, jaki udało się bohaterowi raz zdobyć. Jednak to także slangowa nazwa delikatnej, jasnej skóry, jaką wyróżnia się ładna Akirow.
Życie jest jak niski, brzydki stolik zostawiony w salonie przez poprzednich lokatorów. (s.205)
Tłumaczenie: "zrobiłaś mi dzień?"... Naprawdę?! Albo "kochamy się w suicie hotelowej"(s. 147)... I kto ją niby napisał? Rachmaninow?
Notatki>>
potrawa
jajko w gniazdku