„Ostatnie pięć minut” to reportaż Michelle Lyons, która była świadkiem więziennych egzekucji wykonywanych w amerykańskim stanie Teksas. Autorka przytacza wiele przykładów spraw ze swojej kariery w systemie więziennictwa zakończonych karą śmierci.
W książce bardzo dobrze przedstawione zostały relacje międzyludzkie różnych grup – pracowników systemu, dziennikarzy, szefostwa TDCJ (ang. Texas Department of Criminal Justice – Teksański Departament Sprawiedliwości Kryminalnej, zajmuje się wykonywaniem wyroków). Lyons ciekawie zarysowała obraz zamkniętej, hermetycznej społeczności miasteczka, którego gospodarka i rynek pracy skupia się w większości wokół więzienia właśnie.
W „Ostatnich pięciu minutach” zawarto obraz upadającego TDCJ i zepsucia „góry”. Ponadto książka ma bogate tło społeczne – przedstawia przyczyny dużego poparcia kary śmierci, szczególnie w Teksasie, gdzie egzekucje są zwyczajnie zemstą, pozostałością po „dawnej” mentalności, której ten konkretny element dalej ma się dobrze. Stanowi on niejako niechlubne dziedzictwo po myśleniu zgodnie z duchem Kodeksu Hammurabiego, myśleniu przepojonym chęcią krwawego odwetu.
Choć autorka pozostawia pole do samodzielnego myślenia i wyrobienia sobie przez czytelnika własnego zdania na temat dla nas, Europejczyków, dosyć abstrakcyjny, hipotetyczny i odległy, to dla mnie reportaż Lyons jest świadectwem totalnej bezpodstawności kary śmierci. Obok przestarzałego afektownego myślenia, poruszany jest także wątek ogromnych kosztów związanych z wykonywaniem egzekucji oraz przeprowadzeniem poprzedzających ją rozpraw i, chyba przede wszystkim, niemożnością dokładnego wniknięcia i zbadania psychiki osoby, która popełniła przestępstwo. Choć może to dla niektórych źle brzmieć, mówi się przecież, że człowiek uczy się na błędach i to one często go definiują, więc nie da się jednoznacznie stwierdzić, czy przestępca po zabiciu się nie zmienił, co myśli w danej chwili, czy żałuje. Żal oczywiście niczego nie zmieni, ale świadomość życia z popełnioną zbrodnią to kara często wystarczająca, dzięki niej pojawia się skrucha i zmiana o sto osiemdziesiąt stopni. Ponadto człowiek, według mnie, nie powinien uzurpować sobie prawa do decydowania o życiu innego człowieka. Często kara dożywotniego więzienia, a jeśli sytuacja tego wymaga, to odbywanej w odosobnieniu, jest i tak niezwykle dotkliwa.
Książka „Ostatnie pięć minut” była dla mnie trudną, ale dosadną lekturą. Wyniosłem z niej kilka refleksji, mianowicie że kara śmierci nie powinna być wykonywana. Jeśli będziemy w imię prawa zabijać osoby, które zamordowały, to czy czymś się od nich różnimy? Mamy XXI wiek, za cywilizowane i demokratyczne uważa się kraje przestrzegające praw człowieka. Skoro dysponujemy możliwością dożywotniej kary więzienia, to po co potrzebna jest nam, mieszkańcom Ziemi, kara śmierci?