Arystokracja ma coś w sobie, co sprawia, że przyciąga ludzi, jak osy do miodu. Tak myślałam do czasu, aż sięgnęłam po tę książkę. Okazuje się, że jest taki naród w Europie, który ma wstręt do wszystkiego, co rozpoczyna się na A, a kończy na - rystokracja. Tak, mowa o naszych południowych sąsiadach. Zatem nic dziwnego, że Evžen Boček - kasztelan, swoją drogą - zaprezentował czeską arystokracje XXI wieku, która skądinąd w krzywym zwierciadle, oddaje wszystkie problemy naszej współczesności, na przykładzie arystokracji właśnie.
Ostatnia arystokratka to pierwszy z trzech planowanych tomów serii o rodzinie Kostków. Cała historia to zapis z dziennika tytułowej bohaterki - Marii - która wraz z rodzicami przenosi się z USA do Czech. Wszystko z powodu odziedziczenia przez rodzinę zamku Kostki, u podnóża naszych południowych sąsiadów. Sytuacja ta przynosi wiele nieoczekiwanych przygód, zdarzeń mniej lub bardziej realnych. Wreszcie pokazuje, iż dla arystokracji w Czechach nie ma już miejsca, że jej czas już się po prostu wyczerpał.
Zdecydowanie przypadł mi do gustu charakter Marii. Może ma w sobie nutkę naiwności, zapewne wyssaną z mlekiem matki, ale emanuje ironią i taką pozytywną obojętnością, zmieszaną z ironią, których nie sposób nie lubić. Autor w niezwykły sposób wczuł się w postać nastolatki, nie śledzimy każdego jej kroku, a jedynie te najistotniejsze, które główna bohaterka dla nas wybrała.
Jestem pewna, ze nie ma człowieka, który dobiłby do końca tej książki, nie przywdziewając choć na moment uśmiechu. To nie możliwe i koniec! Dlatego stanowi to główny atut tej książki, że zamiast ronić łzy, wpędzać się w strach, czy gonić za budząca adrenalinę akcją, śmiejemy się w głos. Jedynym problemem może być czytanie tej książki w autobusie, szkole czy w kolejce do lekarza, bo nie wszyscy w otoczenie przychylnie patrzą na uśmiechanie się do książki czy parskanie śmiechem. Wierzcie bo sama to przeżyłam.
Ostatnia arystokratka zawiera także sceny, które bez problemu mogłyby zostać uznane za parodie. Szczerze mówiąc nie przypadły mi one do gustu. Najwidoczniej mój humor nie jest jeszcze na tak wysokim poziomie. Zresztą Czesi są doskonale znani z poczucia humoru, które jest często specyficzne i do jednych trafia bardziej, a do drugich mniej.
Ważne, aby w całym tym śmiechu i perypetiach nastoletniej Marii dostrzec prawdziwe przesłanie autora. Położenie geograficzne i czasy, w których obecnie żyjemy – jak na razie – dają nam możliwość dużej wolności. Jeśli tylko chcemy możemy robić i mówić, co chcemy. Miejmy nadzieje już bezpowrotnie minęły czasy, w których jakaś rola była nam od urodzenia przypisana. Boček ewidentnie wyśmiewa rodzinę Marii, która nie wiele ma z dumnych arystokratycznych przodków. Sytuacja wygląda podobnie ze służbą, która nijak nie chce zachowywać się, jak mogłoby się wydawać, że powinni. Nie chcą sprzątać, odbierać telefonów, wozić choćby do stolicy. Pełnią swoją funkcję od lat, choć wcale tego nie chcą i nie wspominając o tym, że w ogóle się do niej nie nadają.
Ostatnią arystokratkę zdecydowanie polecę na jesienne i zimowe wieczory przepełnione depresyjną szarugą za oknem. Spora dawka czeskiego dowcipu nie tylko poprawia humor, ale także skłania do refleksji nad funkcjonalnością człowieka w społeczeństwie. Polecam tym młodszym oraz tym starszym, którzy mają w sobie, choć minimalne zasoby poczucia humoru, aby zagłębili się w, czasem absurdalną, groteskę o domniemanej współczesnej arystokracji z problemami.