Niedawno czytałam „Małego Ptysia i Bill`a”, którzy smażyli naleśniki. A teraz zanurzyłam się w lekturze innego komiksu, również kulinarnego „Ana Ana”. Lecz tym razem nie było patelni i rzucania w górę naleśników wielkich jak księżyc, ale pieczenie i to ciasta czekoladowego. Choć, czy to było pieczenie to trudno stwierdzić, ale czekolada była z pewnością. I to w całej kuchni, nawet na oknie, bo jak zaczęło się ucieranie, tak fru, przeleciała kakaowa masa ponad Pingpongiem (grzecznym Pingwinkiem i całe szczęście, że nad nim,, bo mogła wylądować na nim, a wtedy byłby czekoladowy Pingpong). Ale po kolei.
Żeby nurzać się w komiksach nie trzeba szukać żadnego uzasadnienia. Nie ma znaczenia wiek, pogoda za oknem, czy tymczasowa nuda, którą trzeba jakoś zapchać. Zbyteczny jest jakikolwiek powód, a tym bardziej tłumaczenie się. Na komiksy czas jest zawsze i wszędzie, a sama lektura i oglądanie niebanalnych rysunków, to rarytas. Komiksy rozchmurzają duszę, leczą umysł (bez leków i wizyty u specjalisty), poprawiają nastrój i sprawiają, że człowiek się do nich uśmiecha. Nie mówiąc już o tym, że komiksy o „Anie Anie” leczą chore ciało. We wnętrzu rodzi się dziecko, którym się kiedyś było. Wraca beztroska, wspomnienia i lekkość. Aż chciałoby się pobawić w piaskownicy i stawiać z piasku babki.
Same plusy.
A co tym razem Ana, dziewczynka o złotych włosach wymyśliła? Mała, acz dorosła Ana rzuciła hasło – ciasto czekoladowe i wystarczyło. Wszystkie jej pluszaki od razu ruszyły do kuchni. Kudłaczek, Pingpong, czy choćby Tulmiś, którym nie trzeba powtarzać dwa razy co i jak, ani dlaczego. Zwłaszcza jeśli mowa o czekoladzie. Ana, jako amatorka kucharzenia przejęła stery i zaczęła od rozdzielenia obowiązków, by potem, przy stoliku zacząć działać. Jednak Miś wolał się odłączyć i piec w innym pokoju, dlatego reszta już bez niego zabrała się do ucierania. No i pif pach, czekoladowa bomba wystrzeliła z miseczki Kudłaczka. Nikt nie przypuszczał, że ma taką moc w rękach. Ubijaczka narobiła samych szkód i bałaganu, bo czekolada wystrzeliła w powietrze. Była wszędzie i na wszystkim. Kolejne podejście zakończyłoby się podobnie, lecz Ana (czasem rezolutna) przyhamowała pluszaka. Ale, cóż to za dziwy. Nagle wchodzi Misiu i pokazuje swoje ciasto czekoladowe. Tak piękne, że aż podejrzane i tak cudowne, że ślinka każdemu zaczyna lecieć. Ale... Misiek to ancymon.
A dlaczego? Tego musisz dowiedzieć się sam. Śledzenie Misia da odpowiedź. Ale uczta będzie – i to czekoladowa.
Rysunki w „Anie Anie” są urzekające. Samoczynnie się do nich uśmiechasz. Czujesz bajkową magię, a w twoim ciele budzi się dziecko, które potrafiło we wszystko uwierzyć i wszystkim się zachwycać. Ten kilkustronicowy komiks tworzy wokół ciebie aurę jasną, jak słońce (choć czytasz o czekoladzie ciemnej, jak noc). Jesteś Aną, która ma swoje ukochane pluszaki i która jak coś powie, to powie i nie ma nikogo, kto by ją zatrzymał. A że jeden z jej Przytulasków był głodny, i że każdy miała ochotę na coś (zwłaszcza słodkiego), to można było przypuszczać, że katastrofa wisi w powietrzu. Albo nawet rozlewa się po całej kuchni.
Takie chwile z bajkowym komiksem warto kolekcjonować.
#agaKUSIczyta