William Wharton w genialnej powieści „Tato” napisał kiedyś o starości: "starzy jesteśmy tylko wtedy, kiedy większość ludzi wolałaby, żebyśmy już nie żyli". To jest dobra definicja. Jeśli wciąż mamy ochotę na to, żeby czerpać z życia całymi wiadrami, jesteśmy młodzi i nie jest ważne, że kręgosłup coraz bardziej przypomina łuk, a dentysta zastanawia się, co zrobić, żeby nasze trzy dumne zęby prezentowały się okazale. Bo przecież ani zęby, ani kręgosłup nie jest wystarczającym powodem, by zrezygnować z tego, co mamy w wiadrze.
Jeanie ma męża, córkę i prawie sześćdziesiąt lat. Jest też babcią dwuletniego aniołka, w co zdarza się powątpiewać przechodniom, bo Jeanie wyglądać może na matkę, ale na pewno nie babcię. To, co na zewnątrz, odpowiada temu, co kryje się w środku Jeanie, bo ta ciągle czuje się młodo. Jest silna, wysportowana, energiczna, pracuje jak szalona w swoim sklepie ze zdrową żywnością i nawet nie myśli o przechodzeniu na emeryturę. Każdy czwartek spędza z małą Ellie w parku. W czasie jednej z takich wycieczek obie poznają Raya i jego wnuka Dylana. Mężczyzna zapada Jeanie w pamięć i nie wykazuje chęci, by z niej wypaść. Ona sama też nie bardzo chce go wyrzucać. Co z tego wyniknie? Czy zostawi męża po trzydziestu pięciu latach wspólnego życia? I czy ma prawo do odejścia, skoro ślubowała, że nie opuści męża w chorobie? Jeanie nie potrafi sama podejmować decyzji i często zmienia zdanie, czy jest więc sens, by spowodować lawinę nieszczęść?
Bardzo chciałam przeczytać tę książkę. Teraz już nie pamiętam dlaczego. Na pewno przyczyniły się do tego piękna okładka i pociągająca historia. Robiłam wszystko, co w mojej mocy, żeby zdobyć książkę, i udało się. Leży teraz po mojej lewej stronie. I co mogę o niej napisać? Na pewno jedno - ma tyle wad, że teraz nawet nie umiem znaleźć punktu, od którego mogłabym zacząć. No ale odpowiedzmy sobie na jedno pytanie - czy książka o tak cudownej okładce może być kiepska? Nie, nie może. Ale ta jest.
Moje chaotyczne (już teraz to wiem) rozważania zacznę od fabuły. Ma potencjał, ma, a ci, którzy są sceptyczni, przyznają mi rację po obejrzeniu filmu, który podobno gdzieś tam się zaczyna kręcić. Jestem pewna, że reżyser zadba o to, by był naprawdę dobry. Autorka książki niestety tego nie dopilnowała. Powieść, po której spodziewałam się naprawdę dużo, jest zwykłym czytadłem, lekką historią niestety bardzo niskich lotów. Wszystko jest dotkliwie niedopracowane. Relacja Jeanie i Raya nie miała czasu, by się rozpędzić, a czytelnik nie miał go, by móc polubić bohaterkę. Ze smutkiem dodaję, że niestety nie miał też ku temu okazji. Jeanie jest przecież dorosła, ale zachowuje się skrajnie idiotycznie. Nie potrafi sprzeciwić się mężowi, kiedy chodzi o tak ważkie kwestie, jakimi są ewentualne przeprowadzka na wieś, przejście na emeryturę i (nie)spanie w jednym łóżku. Spuszcza głowę i robi to, co jej każe, zamiast raz a dobrze krzyknąć, tupnąć nogą i powiedzieć: nie będziesz decydował o moim życiu.
Czytałam tę książkę w tydzień. Przeczytałam... ledwo. Zirytowana chciałam odłożyć ją jakieś sto trzydzieści osiem razy, wyrzucić przez okno, sprzedać, zakopać, utopić, spalić, cokolwiek, żeby tylko skończyć drogę przez mękę. I moja irytacja się powiększała w każdej z tych stu trzydziestu ośmiu chwil, bo wiedziałam, że książkę muszę czytać, przeczytać, skończyć, nie niszczyć i w dodatku napisać jej recenzję. Plułam sobie w brodę, bo przed rozpoczęciem lektury byłam pewna, że oto trzymam w dłoniach święte arcydzieło na miarę „Spóźnionych kochanków” Whartona, wielkie odkrycie dekady, a już na pewno roku dwa tysiące trzynaście, wspaniałą i głęboką powieść o łzach, cierpieniu, dylematach i próbach bohaterów ocenienia siebie i swojej miłości. Guzik. Dostałam rzewną i nudną, do bólu przewidywalne romansidło, napisane lekkim jak armata stylem i z bzdurnymi poglądami na temat wyglądu rodziny i tego, co to znaczy prawdziwie kochać. I choć zabrzmi to gorzko, autorka pokazała, że nic o miłości nie wie.
Nie warto czytać tej książki. Nie warto denerwować się bezsensownym zachowaniem Jeanie, bo ta przecież i tak nic sobie nie zrobi z tego, że potrząsamy nią, by się opamiętała, by spojrzała na siebie, swoje życie i potrafiła się za to wstydzić. Nie warto poznawać tej historii, bo język, jakim jest napisana, uwłacza inteligencji czytelnika i nie pozwala mu unieść się ani na jednej stronie. Nie warto czytać tej książki, nie warto, nie.