"Opowiem Ci, jak wyglądało zezwierzęcenie wśród ludzi w newralgicznym okresie dla ich rozwoju interpersonalnego. Zapnij pasy i weź głęboki oddech, bo będzie cycuś impreza".
Zaczęłam czytać tę książkę z trzech powodów. Pierwszy to Łódź, czyli miasto, w okolicach którego mieszkam i którego klimat doskonale znam. Drugi to rok 2007, czyli czas, gdy naszej codzienności nie wypełniały portale społecznościowe. I trzeci, chyba najważniejszy, jestem przedstawicielką pierwszego rocznika gimnazjum, więc ten edukacyjny twór poznałam na wskroś.
Krzysztof Czewojsta to autor ukrywający się pod pseudonimem artystycznym, z wykształcenia prawnik, a z zamiłowania pisarz. "Gimbaza" to jego debiut literacki.
Rok 2007. Młody chłopak przeprowadza się z rodzicami do Łodzi. W mieście silnych kontrastów rozpoczyna naukę w gimnazjum, na wstępie otrzymując ksywkę Lektor. Bohater codziennie mierzy się z różnorakimi zachowaniami kolegów ze szkoły, wśród których nie brakuje kiboli z dwóch odrębnych obozów, czy też uczniów reprezentujących patologiczne środowiska. To trudna lekcja, dla której nie przewidziano dzwonka na przerwę.
Gimnazjów już nie ma, ale echa tej reformy edukacji jeszcze długo oddziaływać będą na współczesne pokolenie młodych ludzi. Nie dziwi mnie więc fakt, że Krzysztof Czewojsta osadził swoją książkę w czasie, gdy te trzyletnie szkoły jeszcze funkcjonowały, bo to właśnie one stały się symbolem swoistego, nieudanego edukacyjnego eksperymentu. Rzeczywistość ta posłużyła autorowi do przedstawienia szeregu problemów, z jakimi musieli i nadal muszą mierzyć się młodzi ludzie, bo pomimo tego, że wiele się zmieniło, pewne wyzwania wieku dojrzewania są takie same, niezależnie od tego, w jakich czasach przychodzi nam je pokonywać. Widać to bardzo wyraźnie w tym debiucie.
Protagonista tej powieści, przez matkę zwany Niniusiem, przez ojca Synkiem, a przez znajomych Lektorem, pokazuje czytelnikowi swoją trudną codzienność poprzez zastosowaną przez autora pierwszoosobową narrację. To trafiony zabieg fabularny, gdyż wejście w głowę nastoletniego ucznia, w którego organizmie buzują hormony i który musi wywalczyć sobie miejsce w nowej grupie rówieśników to bardzo ciekawe doświadczenie poznawcze. Obok tego, dość zaskakującą i pokazującą nieco inną perspektywę dotyczącą wątku przewodniego, jest płaszczyzna przedstawiająca nauczycieli. To niewątpliwie nadaje wielokierunkowości podejmowanego tematu.
Drugoplanowym bohaterem "Gimbazy" jest Łódź. Miasto ukazane bez ubarwień, z naciskiem na realizm sytuacyjny i społeczny. Krzysztof Czewojsta zaprasza czytelnika do środka Polski, w którym cały czas walczą ze sobą kibole dwóch łódzkich klubów sportowych, nastolatkowe mają uzasadnione powody, by pisać "HWDP", a patologia to codzienność w sąsiadujących obok siebie kamienicach. Nie jest to oczywiście pozytywny obraz, czasami nawet przerysowany, ale z pewnością mocno oddający ówczesne realia społeczne i ekonomiczne Łodzi, bo tak po prostu się tam żyło. Autorowi tym samym udało się oddać niespokojnego ducha tego miasta początku dwudziestego pierwszego wieku, wraz z jego blaskami i cieniami.
Krzysztof Czewojsta obok dość szerokiego poruszenia w swojej książce tematyki społecznej, w gratisie funduje także czytelnikowi podróż w czasie, sprawiającą prawdziwą frajdę. Podróż do lat popularności Naszej Klasy i GG, gdy królowała moda na popularne gry jak San Andreas, a bluetooth był kosmicznym wynalazkiem. Cóż to za nostalgiczna wycieczka, wywołująca wiele wspomnień i uśmiechu na twarzy.
"Gimbaza" nie jest łatwą opowieścią o dojrzewaniu, bo w jej fabule dramat przeplata się z komedią, serwując czytelnikowi pełen rollercoaster emocjonalny z ciężkostrawną przystawką pod postacią specyficznego języka narracyjnego, którego składową są liczne wulgaryzmy. Jest też polityka, w mojej ocenie zupełnie zbędna, a także wywołujący wiele refleksji, ważny wątek antymatki. Sam tytuł tego debiutu można także interpretować dwojako, więc warto podjąć się tego literackiego wyzwania.