Agent specjalny Ethan Burke, dostaje zlecenie wyjazdu do przepięknego miasteczka, leżącego u podnóża gór, Wayward Pines. Zanim wyjedzie z rodzinnego miasta, ogląda zdjęcia tej urokliwej miejscowości i ma wrażenie, że tam można się zestarzeć i z radością pić kawę na tarasie, patrząc na te malownicze widoki.
Przyjazd nie jest już tak urokliwy, gdyż jego auto ulega wypadkowi, a kolega, który był kierowcą, ginie na miejscu. Od tego momentu, nic nie będzie urokliwe, ani cudowne.
Kiedy budzi się w szpitalu, uświadamia sobie, że ma zaniki pamięci. Siostra Pam, życzliwa, sympatyczna, a jednak coś jest nie tak, coś się nie spina w całość, coś mu nie pasuje. Ucieka, nie mając żadnych dokumentów, telefonu, pieniędzy. Nie jest w stanie zapłacić za hotel, za połączenie, za jedzenie. Pomimo tego, iż tłumaczy wszystkim, że jest tajnym agentem, nie wywiera tym na nikim wrażenia. Ethan czuje się zagubiony, jak dziecko we mgle, ale cały czas próbuje dociec prawdy. W jej poszukiwaniu dociera do pewnego domu (dostał wskazówki od pewnej barmanki), a tam znajduje zwłoki swojego kolegi, którego przyjechał szukać.
Jakby tego było mało, szeryf tutejszego miasteczka podejrzewa właśnie jego o zamordowanie tajnego agenta, twierdząc, że nie wierzy Ethanowi, iż to właśnie on go odnalazł i że z jego śmiercią nie ma nic wspólnego.
Z godziny na godzinę sytuacja się zagęszcza, a my brniemy razem z bohaterem w ten nieznany świat. Co pozostaje człowiekowi, który nie ma już nic do stracenia? Ucieczka. I prawie, prawie.... Nie, nie mogę napisać nic więcej, bo zakończenie jest tym, co stanowi o tym, że na pewno chcemy sięgnąć po drugi tom, lub wręcz przeciwnie. Tutaj mamy do czynienia z przekonaniem, że drugi tom może być jeszcze lepszy, bo nasz agent ma już pewną wiedzę i my jesteśmy ciekawi, co on z tą wiedzą zrobi. Uuuuu. Zanosi się na spektakularne wydarzenia.
Autor stworzył klimat podobny do tego, który poznaliśmy dzięki jednemu z najwybitniejszych reżyserów, Davidowi Lynchowi. Od miesiąca wspominamy go i jego twórczość, a na pewno "Miasteczko Twin Pekas", które właśnie dla Blake'a Croucha był wyznacznikiem stworzenia klimatu w swoich książkach. Czy mu się udało? Moim zdaniem tak. I wszyscy sympatycy dziwnych miejsc, z tajemnicą w tle powinni być zachwyceni. Ja byłam, bo klimat naprawdę jest duszny.
Cukierkowe miasteczko, z cukierkowym położeniem, przecież to od początku śmierdzi ściemą. Wspaniali mieszkańcy, dzieci niczym z obrazka. To jest tak wszystko piękne, że aż przerażające. I to mi się najbardziej podobało, gdyż kiedy poznajemy tę drugą stronę, to mamy ciarki na całym ciele i dziękujemy, że żyjemy w realnym świecie, w którym nasi sąsiedzi nie zawsze są mili, a dzieci nie zawsze są grzeczne.