Izabela Skrzypiec-Dagnan zauroczyła mnie powieścią „Długie beskidzkie noce”, stąd wiedziałam, że na pewno sięgnę po inne książki autorki. Nie myślałam jednak, że po przeczytaniu „Własną drogą” będę zachwycona i oczarowana jej stylem pisania. Niezwykła wrażliwość, ale też czucie otaczającego świata tchnie z tej powieści. Widzimy kolory, czujemy dotyk, pocałunki, rozpacz, radość, ból, wdychamy zapach ziół – tych suszonych i tych świeżych, rosnących na łące czy w ogrodzie. Odczuwamy gorąc lata, padający rzęsisty deszcz, pot pod skórzanymi spodniami bohaterki, wreszcie podmuch wiatru podczas jazdy na motorze.
„Własną drogą” to powieść, jak napisano w opisie, o drugiej szansie, która mogła się zdarzyć. Przez większą część tej historii jesteśmy przekonani, że ta szansa dzieje się na naszych oczach. Czytałam zrelaksowana, ale też pełna wiary w to, że Melania i Piotr zmierzają do szczęśliwego końca. W którymś momencie poczułam, że jest zbyt pięknie, zbyt szybko zrobiło się pomyślnie, dlatego z wielkim niepokojem czekałam na wydarzenie, które zburzy tę sielankę. Autorka niesamowicie mnie zaskoczyła. Lubię powieści, podczas czytania których siedzę z otwartą buzią i pytam: „Ale jak to?”, dodatkowo mam ściśnięte gardło, a łzy płyną mi z oczu. W końcówce powieści jest tak wiele wzruszających momentów, że warto się zaopatrzyć w chusteczki. Nawet teraz, gdy to piszę, łzy cisną się do oczu na wspomnienie pewnej sceny, której tutaj nie opiszę, żeby nie zdradzać zbyt wiele i nie zabierać, nie tyle przyjemności, co uczuciowości, emocjonalności czytania „Własnej drogi”.
„Własną drogę” można podzielić na trzy części, tak jak życie Melanii. Ta środkowa to bajka dla dorosłych – jakże przyjemnie się ją czytało, z wiarą, że wszystko jest możliwe. Tak powinna wyglądać prawdziwa miłość – pełna zaufania, wzajemnego zrozumienie, bywa, że i wybaczenia, wreszcie cierpliwa, trochę leniwa, ale też ekspresyjna. Cieszę się, że powieściowa Melania tego doświadczyła, nawet jeśli…
Powieść Izabeli Skrzypiec-Dagnan to także historia o przepracowywaniu żałoby po bliskich osobach. O wyparciu, wymuszonym przez samego siebie zapomnieniu, zmianie faktów, trwaniu w przekonaniu, że tamten ktoś wcale nie umarł, lecz jedynie nas zostawił. Autorka pokazuje jak bardzo potrzebne w czasie żałoby jest wzajemne wsparcie tych bliskich, którzy pozostali, a nie uciekanie i zamykanie się we własnym świecie.
Powieść „Własną drogą” porusza także problem dochodzenia do siebie po wypadku – od śpiączki, przez rehabilitację, po powrót do w miarę normalnego życia, bo takie same jak dawniej nigdy nie będzie. Powrót, który jest trudny, bardzo często naznaczony dłuższymi okresami zwątpienia i bywa, że niemożliwy bez wsparcia (znowu) bliskich, zwłaszcza rodziny. Bardzo spodobał mi się pomysł autorki na wątek z dziennikiem, który dla Melanii pisała matka, czasem jej siostra, na końcu Miron, a w którym opisywali uczucia, jakie im towarzyszyły podczas walki Melanii o siebie. Przelewali na papier własne emocje niemal natychmiast, nie z perspektywy kilku miesięcy, co nadało tym zapiskom autentyczności.
„Własną drogą” to powieść o miłości. Czasem wydaje się, że już ją przeżyliśmy, że to, co minęło lub niespodziewanie się skończyło już nie wróci i nam się to uczucie ponownie nie należy. Już go przeżyliśmy. Tymczasem miłość wraca, zaskakuje nas i pozwala na nowo siebie przeżywać. To wreszcie powieść o kruchości życia – dziś jesteśmy, jutro nas nie ma. Czasem wystarczy znaleźć się nie w tym miejscu, czasem wystarczy kilka sekund, by wszystko, co było zostało zakończone. Dopiero, gdy nas to dotknie jesteśmy w stanie stwierdzić, ile straciliśmy.
Pięknie o tym wszystkim napisała Izabela Skrzypiec-Dagnan. Czytając „Własną drogą” płynie się przez kolejne strony, delektuje zdaniami, chłonie piękno zdań, a jednocześnie rozmyśla nad sobą, światem. Najbardziej zauroczyła mnie w tej powieści realna i nierealna historia Melanii i Piotra. Jej piękno mnie bolało. Cudownie bolało.