Co jest najważniejsze w życiu? Miłość czy przyjaźń? Czy ze względu na miłość człowiek może poświęcić pewne aspekty swojego życia, zmienić się? A może nawet miłość nie powinna zmuszać nas do czegoś takiego?
Darcy i Rachel, przyjaciółki praktycznie od zawsze. Zawsze razem bez względu na przeciwności losu i na różnice charakterów, która prawdę mówiąc jest widoczna i z punktu widzenia innych osób wręcz nie do pogodzenia. Mimo tego wszystkiego dziewczyny ciągle są przy sobie, pomagają sobie w problemach, po prostu trzymają się razem z mniej lub bardziej samolubnych pobudek. Wszystko zmienia się w dniu trzydziestych urodzin Rachel kiedy to po mocno zakrapianej imprezie budzi się w łóżku obok Dexa, narzeczonego Darcy! Od tego momentu dziewczyna zaczyna mieć przed przyjaciółką tajemnicę, tajemnicę która będzie dręczyć ją od środka i przez którą trudno będzie być przy Darcy tak blisko jak dotychczas. Na domiar złego zakochuje się w Dexie, z wzajemnością. Pozostaje pytanie czy Dex zerwie zaręczyny z Darcy? A może potraktuje Rachel tylko jako nic nieznaczący skok w bok?
Książka pisana jest z perspektywy Rachel. Dzięki temu dowiadujemy się sporo o bądź co bądź głównej bohaterce książki. Dzięki temu też poznajemy jej przemyślenia, jej wewnętrzną walkę nad wybraniem tego co będzie mniejszym złem dla Darcy. Nie myśli zbyt wiele o sobie, choć pragnie być szczęśliwa, ale nie kosztem przyjaciółki. „Przyjaciółki” która nie jest wzorem cnót i która zdaje się robić wszystko byłe tylko jej było na wierzchu i byle tylko jej było dobrze. Kieruje się tylko swoim szczęściem, nie zważając na zdanie i uczucia innych, wręcz idąc po trupach do wyznaczonego sobie celu. Widzimy zetknięcie się ze sobą dwóch postaw życiowych, które mimo iż są reprezentowane przez dwoje najbliższych sobie osób to dążą jednak do zdegradowania i cierpienia tylko jednej z nich…
Emily Giffin, zaraz obok Nicholasa Sparksa, jest moją ulubioną autorką romansów. Przeczytałam już chyba wszystkie książki z jej dorobku pisarskiego (które wydano w Polsce) i mogę do nich wracać kilkakrotnie bez obawy, że mi się znudzą. Tak było też i z opisywaną przeze mnie książką. Czytałam ją jakiś czas temu i choć wtedy przypadła mi do gustu to nie potrafiłam w pełni dostrzec jej przesłania. Był to dla mnie kolejny tani romans. Ok, książka jest romansem jednak pokazuje nam pewną prawdę życiową. Uczy nas że nawet najbliższe nam osoby potrafią nas zranić, jak i to że nawet dla własnego szczęścia nie powinno się poświęcać szczęścia innego człowieka. Nie należy jednak zapominać o sobie samym, gdyż jak to ktoś kiedyś powiedział „jeśli chcesz uszczęśliwić cały świat, to zacznij od siebie samego”.
„Coś pożyczonego” to historia miłości, historia wyboru mniejszego zła, jak i historia dwojga ludzi znających się od lat, a którzy swoje uczucie dostrzegli właśnie w tych, niezbyt sprzyjających okolicznościach.
Książki nie potrafię obiektywnie ocenić, ale chyba nie o to chodzi żeby być obiektywnym . Książka mnie wzruszyła, skłoniła do przemyśleń, zaciekawiła swoją historią, jak i pozwoliła uwierzyć, że prawdziwa miłość zawsze zatryumfuje ;)
„Długo milczymy i nagle on pyta:
- Co my właściwie robimy?
Myślałam nad tym setki razy, formułowałam identyczne słowa z taką samą intonacją i naciskiem na „robimy”. Jednak za każdym razem odpowiadałam inaczej:
Idziemy za głosem serca.
Jesteśmy zagubieni.
Buntujemy się.
Dex boi się małżeństwa.
Ja boję się samotności.
Zakochujemy się w sobie.
Już się kochamy.”