Patrzysz tęsknym wzrokiem za oddalającym się samochodem przyjaciółki. Wiesz doskonale, że gdybyś ją poprosiła, nie zostawiłaby Cię samej, ale nie może tego od niej wymagać. Są sprawy, z którymi musisz poradzić sobie sama i osoby, ze względu na które musisz postępować tak, a nie inaczej. Gdy pojazd znika za zakrętem nieśpiesznie odwracasz wzrok i zaczynasz iść chodnikiem w stronę domu. Po pokonaniu czterech stopni znajdujesz przed drzwiami wejściowymi. Na moment przystajesz, chcąc uspokoić szaleńczo bijące serce. Łapiesz kilka szybkich oddechów i przekręcasz klamkę niepewna tego, co będzie na Ciebie czekało po drugiej stronie. Ten lęk towarzyszy Ci od kilku lat, a Ty nadal nie możesz nic z tym zrobić. Niestrudzenie odliczasz czas do początku studiów, gdyż tylko wtedy będziesz mogła wyrwać się z tej nienormalnej, przytłaczającej sytuacji bez wyjścia. Już dawno przestałaś sobie zadawać pytania „dlaczego?” i „co by było, gdyby?”, bowiem wiesz doskonale, że prowadzą one donikąd. Musisz stawić czoła realiom. Musisz skupić się na codziennej walce o każdy oddech.
Jest na świecie wiele miejsc i społeczności, dla których bardziej od prawdy liczy się to, na kogo się wykreujesz. Najwyżej na liście tematów plotek znajdują się tam informacje dotyczące tego, kto, z kim się spotyka, na jakie imprezy chodzi, gdzie się udziela, a w szkole – do jakich drużyn sportowych należy. Właśnie w jednym z takim miasteczek w stanie Connecticut od paru lat żyje Emily. Liczne zawirowania losu sprawiły, że musiała się tam przeprowadzić i mimo że nie cierpi wujostwa, u którego mieszka, nie może zmienić miejsca zamieszkania. Starając się zapełnić czas pozostały do rozpoczęcia studiów, dzieli swe dni pomiędzy liczne zajęcia pozalekcyjne i przebywanie ze swą jedyną przyjaciółką – Sarą. Jej życie jest poukładane, wszystko czego się podejmuje stara się wykonywać perfekcyjnie i właśnie jako perfekcjonistkę postrzegają ją nauczyciele i inni uczniowie. Cicha, spokojna i wytrwale dążąca do wyznaczonych sobie celów. Nikt nie wie, bo i nie ma prawa wiedzieć, że za tą perfekcją kryje się dziewczyna, której życie jest dalekie od ideału. Która walczy z przeciwnościami losu i - z podziwu godną wytrwałością - znosi wszystkie kłody, jakie życie rzuca jej pod nogi. Jednak, jak długo będzie w stanie to robić? Co się stanie, gdy budowany przez lata mur odgradzający ją od innych ludzi zacznie się kruszyć pod wpływem uporu jednego chłopaka?
Nie raz i nie dwa dostaliśmy w życiu radę, by policzyć do dziesięciu, jeśli chcemy się uspokoić. Gdy denerwujemy się nadchodzącym spotkaniem lecznicze ma okazać się powolne wzięcie kilku głębszych oddechów. No tak, to może pomóc, ale co, jeśli nie mamy jak oddychać? Gdy czujemy, że gruba lina coraz ciaśniej otacza naszą szyję, a każdy kolejny dzień jest walką o, choćby najmniejszy, powiew świeżego powietrza?
Nie jest tajemnicą, że należę do ludzi, którzy lubią sięgać nie tyle po ciężkie książki, co po pozycje dotykające trudnych i niewygodnych kwestii. Żaden temat tabu nie jest mi straszny i z tym większym zainteresowaniem nabywam dzieło, im cięższej tematyki ono dotyczy. Z nieukrywaną radością jakiś czas temu zauważyłam, że coraz więcej autorów pozycji młodzieżowych podejmuje dialog na temat problemów młodego człowieka i jego prób radzenia sobie z przeciwnościami losu. Jedną z właśnie takich książek jest „Powód by oddychać” autorstwa Rebecci Donovan, z okładki której aż krzyczy do nas zapewnienie, iż jest to tytuł „emocjonalnie intensywny i chwytający za serce”. No właśnie, czy taki jest w rzeczywistości?
Rebecca Donovan w pierwszym tomie serii „Oddechy” porusza temat okrucieństwa oraz fizycznego i psychicznego znęcania się nad innymi ludźmi, a poprzez oddanie głosu kilkunastoletniej bohaterce pokazuje, że wszyscy jesteśmy podatni na tego typu zdarzenia i nie ma tu znaczenia, czy jesteśmy dziećmi, nastolatkami czy dorosłymi ludźmi o wyraźnie zaznaczonej pozycji w społeczeństwie.
„Powód by oddychać” jest pozycją łączącą w sobie wiele skrajności. Mimo poruszanych trudnych tematów, nie jest przygnębiająca, a zabawne sceny, w których biorą udział bohaterowie na moment przeganiają z naszych twarzy smutek, a z serc współczucie dla sytuacji Emily. Pani Donovan do napisanej przez siebie historii wprowadziła wiele wyrazistych postaci, które równie łatwo polubić, co znienawidzić. Właśnie dzięki nim fabuła nabiera tak oryginalnego klimatu, a czytelnik, w skrytości ducha, gorąco kibicuje swoim faworytom w drodze, do spełnienia ich życiowych marzeń.
Każda książka ma również swoje minusy, a „Powód by oddychać” nie jest bynajmniej wyjątkiem od reguły. Czymś, co mnie w utworze ogromnie irytowało, był fakt, że historia przedstawia tylko dwie perspektywy – coś jest dobre albo złe, białe lub czarne, nie ma żadnych szarości. Czytelnik z góry wie, co zostanie przez autorkę potępione, a w zamian nie dostaje wyjaśnień. Do teraz zachodzę w głowę, o co tak naprawdę chodziło z Carol – ciotką Emily. Dlaczego zachowywała się w ten sposób? Co nią kierowało? Być może w dalszych tomach zostanie to wyjaśnione, ale podczas lektury pierwszej części nie byłam w stanie logicznie wytłumaczyć jej zachowania. Inną kwestią, przez którą musiałam na moment przerwać lekturę, było dziwne zachowanie głównej bohaterki w drugiej części książki. To zabawne, jak wiele przeciwieństw może kryć się w jednej dziewczynie. Z jednej strony zachowuje się dojrzale, a parę stron później uderza w czytelnika dziecinnością, której wprost nie można ścierpieć. Mimo wszystkich niedoskonałości należy pochwalić autorkę za odwagę w doborze tematyki książki. „Powód by oddychać” nie szczędzi czytelnikowi brutalności, obrazowych opisów, a wszystko to jest jednak spisane w taki sposób, że ogromnie wciąga, a podczas lektury wprost nie można uwierzyć z jaką szybkością pochłania się pozycję.
Mimo, że z utworem zapoznałam się jeszcze przed oficjalną premierą, to długo zastanawiałam się, jak o nim napisać, by w pełni oddać jego charakter i przekaz. Po tygodniu doszłam do wniosku, że nie jest to możliwe. „Powód by oddychać” jest książką do tego stopnia specyficzną, że trzeba ją po prostu samemu przeczytać, by wyrobić sobie jednoznaczną opinię. Jestem pewna, że wielu czytelnikom ogromnie przypadnie do gustu, inni będą uważać ją za przeciętną, a jeszcze innych ostatni rozdział zostawi z myślami typu „ale jak to?” kłębiącymi się w głowie, jak to było w moim przypadku. Nie jest to w żadnym razie pozycja przełomowa, ale szybko i przyjemnie się ją czyta, a zakończenie sprawia, że ma się ochotę rzucić wszystko i sięgnąć po drugi tom, choćby miało się go samodzielnie przetłumaczyć.
"W rozrachunku między miłością a stratą, to miłość popychała mnie do walki o to, by... oddychać."