Kiedy buszowałam w bibliotece, między regałami znalazłam "Córkę Rembrandta" autorstwa Lynn Cullen. Wyglądała niepozornie- ciemna, czarna okładka z zamyśloną i jakby nieobecną dziewczyną... Normalnie nie zwróciłabym uwagi na tę książkę. Ale tym razem zachęcił mnie tytuł. Mówi on, bowiem, że tematem książki będzie córka słynnego Amsterdamskiego malarza- Rembrandta van Rijn'a. Dużo o nim słyszałam, widziałam wiele reprodukcji jego dzieł. Ale czy on miał córkę? Zaciekawiona tym tematem wypożyczyłam książkę i zabrałam się, czym prędzej, do czytania.
Powiem szczerze, że na początku nieco się zawiodłam. Może spodziewałam się czegoś więcej? Przyznam, że nawet chciałam zrezygnować z czytania, po parunastu stronach. Ale kiedy znów spojrzałam na okładkę, powiedziałam sobie: "Nie." Uwielbiałam Rembrandta i czasy, w których tworzył (barok), dlatego czytałam dalej. Teraz, po przeczytaniu, jakże żałuję, że w ogóle naszła mnie myśl o zaprzestaniu czytania! Jak wiele mogło mnie ominąć!
XVII wiek, Amsterdam, mały, ubogi domek w mieszczańskiej dzielnicy, gdzie mieszkał i tworzył Rembrandt van Rijn- znany malarz. Niegdyś wielki artysta, którego prace kupowano za ogromne sumy, zaś teraz "znany" w negatywnym tego słowa znaczenie. Całe miasto zna Rembrandta jako dziwaka, którego sława już dawno minęła. Jednakże on- uparty i gburowaty- nadal maluje. Jego obrazy się nie sprzedają, choć pokazują najszlachetniejsze uczucia, nie odpowiadają nowoczesnej modzie. Tak więc van Rijn żyje w biedzie... tak samo jak jego dzieci, z którymi mieszka- Titus i Cornelia. Szczególnie Cornelia, która w czasie trwania powieści ma 14 lat. To właśnie ona jest narratorką powieści i jednocześnie główną bohaterką. Bowiem książka pokazuje, jej nieznane nam dotąd życie.
Cornelia jest nieślubnym dzieckiem malarza i jego służącej Hendrickje. Przez całe swoje życie widzi, że nie ma najlepszych stosunków z ojcem, czuje wręcz, że ojciec z trudem znosi jej obecność, a nawet ledwie ją zauważa. Mimo wszystko dba o dom i o swą rodzinę. Nadchodzi czas, kiedy starszy brat Titus, żeni się z wysoko urodzoną Magdaleną van Roop. Kiedy chłopak przeprowadza się do swej nowej małżonki, Cornelia zostaje w domu absolutnie sama, skazana na towarzystwo nielubianego ojca i jego nudnego, cichego ucznia Neela. Na dodatek w mieście znów zaczyna panować zaraza. Jednak złe dni rozświetla jasny promyk o imieniu Carel- Carel Bruyningh. Cornelia całkowicie zatraca się w jego złotych lokach i cudownym uśmiechu. Nie wierzy, ze mogło spotkać ją takie szczęście, że bogaty, piękny chłopiec zwrócił na nią uwagę- szarą, brzydką, biedną córkę starego malarza. Jednakże Carel również kocha malarstwo i naprawdę uwielbia wspólne, długie rozmowy o farbach, światłocieniu i emocjach na obrazach. Cornelia uważa, że jej życie nareszcie się zmieniło, cieszy się spotkaniami z chłopakiem, wypatruje go każdego dnia. Lecz szczęśliwe dni nigdy nie trwają wiecznie. Kochanego brata Cornelii dopada zaraza. I tu całe życie dziewczyny wywraca się do góry nogami. Dowiaduje się prawdy o ojcu, Carelu i jego stryju, który rzekomo jest jej prawdziwym ojcem. Cornelia nie może w to wszystko uwierzyć. Kto jest jej prawdziwym ojcem? Mężczyzna, który dał jej życie, czy ten, z którym przez nie idzie?
Historia Cornelii van Rijn jest pełna bólu, cierpienia, wyrzeczeń i samotności, ale pokazuje jak mylne może być oblicze ludzi, dopóki całkowicie ich nie poznamy. Odpychający Rembrandt, który z miłości zaopiekował się nie swoim dzieckiem, idealny Carel, który zamyka drzwi przed nosem, w chwili gdy jest najbardziej potrzebny, lub nudny i poważny Neel, który w niespodziewanej chwili okazuje się dobrym i kochającym mężczyzną.
Życie "córki Rembrandta" uczy, że nie należy polegać na pierwszym wrażeniu, pokazuje jak poplątane mogą być stosunki rodzinne, a mimo to udowadnia, że miłość potrafi poradzić sobie w każdej sytuacji.
Jedyne co wręcz dziwiło mnie w powieści to podejście głównej bohaterki do ojca. Narratorka zdradzała, że nie raz kryła przed nim uśmiech lub emocje, by zachować się chłodno i obojętnie. Nie rozumiałam tego gdyż już na następnej stronie rozpaczała, że ojciec ją ignoruj i traktuje z rezerwą. Być może, gdyby choć raz sama okazała mu ciepłe uczucia, odwzajemniłby jej tym samym?
Co parę rozdziałów, autorka wtrąca "wspomnienie" córki Rembrandta z lat, gdy była malutka. W tych właśnie latach powstawały najlepsze obrazy malarza. Autorka opisuje je w taki sposób, ich historię powstawania, która- choć fikcyjna- sprawiła, że teraz gdy patrzę na reprodukcje obrazów, widzę małą córeczkę artysty, która była przy każdym pociągnięciu pędzla.
Lynn Cullen fantastycznie miesza historię z fikcją tworząc niesamowitą historię dziewczyny, o której tak naprawdę świat wie niewiele. Jednocześnie sprawia, że z zaciekawieniem skłaniamy się w stronę barokowej sztuki, chcąc odnaleźć w realnych dziełach fikcyjne elementy. I owszem- znajdujemy je. I na dodatek znamy ich "przeszłość". Książka sprawiła, że długo po przeczytaniu szukałam w Internecie obrazów Rembrandta van Rijna i porównywałam je z tymi opisanymi przez Cornelię. Teraz, gdy patrzę na te obrazy widzę w nich o wiele więcej, niż widziałam przed przeczytaniem książki.
Wspaniałe dzieło Lynn Cullen- która dla mnie stała się mistrzynią pióra- polecam wszystkim osobom zainteresowanym sztuką, malarstwem, historią ale i tym, które są wrażliwe na piękno otaczającego na świata.