Katarzyna Kuczyńska-Koschany proponuje ciekawym tytułem „Łania w styczniu”, aby wejść do jej świata. Niby nic nowego pod słońcem, każdy poeta czy prozaik, tak wabi czytelnika. Lecz czytając „Łanię w styczniu” mamy wrażenie że wchodzimy do krainy Poetki śmiało i bez zbędnych pytań. Z butami, sercem, ale i z głową.
Bardzo szczera to rozmowa z miłośnikami życia. Takowymi trzeba być, aby zrozumieć wszystkie niuanse, niuanse słowa i znaczenia. Autorka mówi bez żenady co ją cieszy, co boli, a co tylko uwiera.
Kuczyńska – Koschany umie uchwycić piórko chwili w locie. Potrafi tę chwilę nazwać, opisać w ramach słów potrzebnych i użytecznych. To nie są zamazane fotografie śladów stóp, to grafika 3d w najwyższej jakości.
Zajmuje się Autorka codziennymi sprawami łez padołu. Papierosem, huśtawką nastroju, czasem, którego zawsze brak. Bo życie jest tam, gdzie mamy do czynienia ze słowem. Nawet, gdy jest wspomnieniem mirabelek czy wiewiórki. Dużo w wierszach pani Katarzyny dzieciństwa – poziomek snu, truskawek słońca. Zakręt w stronę deszczu, aby zapalić następnego papierosa.
Mam wrażenie, że opowieści Kuczyńskiej składają się z migawek fotograficznych, które dźwigają świat Poetki. Piękno i groza w tomiku mają ten sam uśmiech. Niepokój i zachwyt przyjaźnią się w tym samym wierszu. Dotykają ledwo wyczuwalnych niuansów życia. Zwykle, w pośpiesznym życiu, umyka nam, jakby plamka słoneczna pod kolanem.
Radość czytania wierszy polega na stworzeniu obrazu pod powiekami ze słów które Poeta proponuje. W przypadku „Łani w styczniu” Autorka ułatwia sytuację. Każdy utwór to pełny obraz. Malowany subtelnymi słowami. Nie musimy zamykać oczu, aby wyobrazić sobie sposób postrzegania świata Katarzyny Kuczyńskiej. Poetka daje wszystko na tacy, chyba lepiej powiedzieć – na palecie barw.
Jest w tych prozach poetyckich coś z każdego nas. Każdy znajdzie ślady jego stóp. Potrzeba tylko przekroczyć granice wyobrazni. A nawet nie trzeba przekraczać. Wystarczy wyjść na osiedle, na miasto. Popatrzeć na sąsiadów. Zachwycić się łąką, posmakować truskawek. Jeszcze raz – jak na początku artykułu. Kto powiedział że tematy nie mogą się powtarzać?
Bo piszemy po to aby wypromować swój świat. Wyzwolić dla innych swój osobisty świat. Zobaczyć zieleń oczami Katarzyny Kuczyńskiej – Koschany. Bo jej zieleń jest inna niż nasza. Taka niby drobna sprawa, nic nie znacząca prawie. Ale jednak wymaga badania dna oka, a może i D.N.A. serca.
Polecam „Łanię w styczniu” tym wszystkim, którzy mają nadwrażliwość, i wszystkie pozostałe nad. Może najbardziej te których nie można czytać, bo są tylko ( aż) wyczuwalne. Ci, którzy nie rozumieją poezji, poezji codzienności – nic nie znajdą w tym tomiku dla siebie. Ciąg słów, który nie ułoży się w obrazy liryczne. Ja przełykam wzruszenie, wybiegam z tramwaju aby dogonić poezję: oczy dziewczyny, smak pocałunku. Nie potrafię inaczej.
Inaczej nie potrafię. Gdy wchodzę w świat poezji – wyczuwam go każdym drgnieniem skóry. Każdym drgnieniem krwi.
Opowieść się kończy, w którym dzieci od razu zasypiają, a dorośli wędrują, aby zmieścić się w nim, i nie zgubić. To jeden z tych labiryntów, które lubimy i spotykamy na swojej drodze życia. Przypadki drwią z nas, chociaż nie mam pojęcia czy to przypadek że przeczytałem „Łanię w styczniu” Katarzyny Kuczyńskiej-Koschany. Lepiej jakby to było postanowienie. Więcej takiej poezji w roku 2023.