Moją pierwszą myślą po przeczytaniu książki „Dzień” Michaela Cunninghama jest to, że zwykłe, przeciętne życie może dostarczać bardzo bogatych motywów literackich. Nie potrzeba morderstw, wojen, czy też innych niecodziennych elementów, by napisać pełną emocji historię i pokazać ludzką naturę. W powieści możemy obserwować członków pewnej rodziny i przeżywać razem z nimi rozpad jednych i budowanie innych więzi.
Każdy z członków tej rodziny ma do opowiedzenia własną historię. Dan i Isabel tworzą małżeństwo, które rozpada się pod wpływem niespełnionych wyobrażeń dotyczących wspólnego życia. Ich nastoletni syn ucieka w samotność, natomiast pięcioletnia córka ulega poczuciu zagrożenia, z którym walczy poprzez wymuszanie zamykania okien. W pokoju na poddaszu ich domu mieszka młodszy brat Isabel – Robbie, który również nie może znaleźć szczęścia, bo właśnie rozpadł się jego związek z kolejnym partnerem.
Akcja książki została podzielona na trzy części i obejmuje jeden poranek z dnia przed pandemią, jedno popołudnie z dnia w trakcie pandemii oraz jeden wieczór z dnia po pandemii. Jednak w retrospekcjach sięgamy do momentów, które wydarzyły się w innym czasie i miejscach. To pozwala na szerszy ogląd sytuacji bohaterów uwikłanych w relacje rodzinne, które nie dają im satysfakcji. Dan porzucił karierę muzyczną, by zajmować się dziećmi, jednak teraz, gdy pociechy wyrosły z pieluch, zaczyna tęsknić za tworzeniem. Isabel z kolei dochodzi do wniosku, że wyszła za Dana, bo był trochę szalonym, nieokiełznanym rockendrolowcem, a przemienił się w statecznego ojca i męża. I choć było to zgodne z jej oczekiwaniami, to ostatecznie okazało się rozczarowujące.
Isabel i Robbiego łączy bardzo silna więź. Chłopak jest dobrym duchem tej rodziny, dzieci go uwielbiają, a również dla Dana jest kimś wyjątkowym. Kimś, z kim zawsze może porozmawiać i powierzyć najskrytsze wątpliwości, pokazać utwory i liczyć na trafną, konstruktywną krytykę. Charakter tej więzi nabiera innych barw, kiedy uwzględni się homoseksualizm Robbiego.
Jest jeszcze para bohaterów uwikłanych w związek oparty o wspólne dziecko. Ojciec niemowlęcia miał być tylko dawcą nasienia, jednak po jego urodzeniu chce pełnić większą rolę w jego życiu. A na to nie zgadza się matka. Nie taka była umowa. Znów powraca temat rozczarowujących relacji, które tym razem dążą do niechcianego zacieśnienia.
Wzajemne relacje bohaterów zostały pokazane przez pryzmat ich przemyśleń i rozmów. Akcja nie jest szybka, bo bieżące wydarzenia są przeplatane wspomnieniami oraz rozważaniami o zawiedzionych nadziejach i problematycznych emocjach. W prozie Cunnighama jest mnóstwo zadumy popartej filozoficznymi rozmyślaniami. Jest spokojna i szczegółowa, sięga w głąb duszy bohaterów i pomaga ich zrozumieć. Opowiada o trudnych zmaganiach i decyzjach, a jednak czyta się ją z łatwością i niegasnącym zainteresowaniem. Bohaterowie są autentyczni i wielowymiarowi.
Dla podsumowania mojego wrażenia po przeczytaniu książki nasuwa mi się jedno słowo: niepozorność. Niewielka objętościowo książka i krótki czas akcji sugerują, że „Dzień” przeleci nam przez palce, jednak uważny czytelnik znajdzie tam inspirację do zadumy na długie godziny i dni.