Ojciec Michael Seed a właściwie Steven Wayne Godwin jest człowiekiem, którego zna dziś cała Wielka Brytania. 53 letni franciszkanin jest jednym z najsłynniejszych postaci Kościoła katolickiego na Wyspach. Jest przyjacielem i duszpasterzem koronowanych głów, celebrytów. Cieszy się szacunkiem parlamentarzystów, jest spowiednikiem Tony'ego Blaira.
Słowami swoich przyjaciół: Martiny Cole- powieściopisarki, Sir Jeffrey'a Archera- pisarza i Ann Widdecombe- parlamentarzystki, Michael Seed "nigdy nie zawodzi jako przyjaciel, potrafi słuchać, jest wspaniałym księdzem i duszą towarzystwa, ma cudowne poczucie humoru. To człowiek wyjątkowy i nietuzinkowy, życzliwy, ciepły i mądry. Jest gorliwym zakonnikiem, wrażliwy, dobry". Jednak nawet oni nie znali całej historii jego dzieciństwa, tego co przeżył i doświadczył.
Michaela wychowywał Joe i Lillian Seed. Adoptowali oni chłopca kiedy ten skończył 17 miesięcy
( sam zainteresowany dowiedział się o tym kiedy skończył lat 17). Mieszkali oni w najuboższej dzielnicy Manchesteru a w domu zawsze było brudno i śmierdziało wilgocią. Jako 4 letni chłopiec był świadkiem przemocy fizycznej jaką ojciec stosował wobec matki. Bił ją niemal codziennie, z każdym dniem coraz bardziej. Coraz to nowe wymyślał sposoby aby upokorzyć Lillian. Kiedy agresja wobec kobiety już mu nie wystarczyła "zabrał się" za Michaela. "Zawsze dostawałem klapsy. Byłem też bity w nogi, pupę, po rękach, niekiedy w twarz". Chłopiec był bardzo samotny mama niespecjalnie zdawała sobie sprawę z mojej obecności, a dla taty byłem nicponiem, złym chłopcem, bezużytecznym bachorem, kulą u nogi, dzieckiem niczyim". Lillian była w depresji , brała silne leki uspokajające, antydepresanty. Michael określał to w ten sposób: "Mama jest "wyłączona". Nie funkcjonowała wtedy normalnie. Całymi dniami była jakby nieobecna. Często było tak jakbym miał w domu śliczną, dużą, chodzącą lalkę. Poruszała się ale nie dało się z nią porozmawiać". Michael często chodził głodny, w domu rzadko były produkty spożywcze, matka nie gotowała obiadów ani nie przygotowywała innych posiłków. Joe między innymi za to bił, kopał, przypalał skórę i gwałcił Lillian. Przez zażywane leki, które ją otępiały, przestała się wszystkim przejmować, przestała się nawet bronić przed przemocą. Nikomu się nie poskarżyła, nigdzie i nikogo nie prosiła o pomoc. Nie broniła przed agresją nawet swojego syna. Joe znęcał się nad rodziną na wszelkie możliwe sposoby. Najgorsze jest to, że wszyscy naokoło wiedzieli co się dzieje w mieszkaniu Seedów ale przymykali oczy. Udawali, że nie słyszą krzyków, rozpaczy, płaczu. Udawali, że nie widzą siniaków, oparzeń, rozciętych brwi i warg a jak już coś zauważyli gładko wierzyli w kłamstwa Lillian i Michaela. Był taki moment kiedy rodziną zainteresowała się opieka społeczna ale skończyło się na jednorazowej wizycie. Ten mały chłopiec znikąd nie otrzymał wsparcia, współczucia i opieki. Nawet kiedy poszedł do szkoły nikt nie dopatrzył się maltretowania. Gdyby tego jeszcze było mało, Michael był świadkiem wielu prób samobójczych matki. Próbowała przedawkować leki ale zawsze udało się ją odratować. . Po tych nieudanych próbach Lillian jeszcze bardziej stała się otępiała i zamknięta we własnym świecie. Zachowywała się i była pustą kukłą, nieprzydatną do niczego kobietą, która całymi dniami albo spała albo patrzyła w jeden punkt, pozostając w czymś w rodzaju letargu. Wtedy dla Michaela zaczęła się prawdziwa gehenna i horror. Ojciec zaczął go molestować seksualnie. "Nauczył" chłopca zabawy w "wyciskanie mleka". Miał on wtedy 5 lat i był przerażony.
Michael doświadczył wszelkich możliwych upokorzeń, maltretowania i przemocy nie tylko w domu rodzinnym ale również w domu dziadków, do którego się przeprowadzili oraz w szkole. Znęcali się nad nim uczniowie a za nieposłuszeństwo karali biciem również nauczyciele. Gdy umarła Lillian, rzuciła się pod pociąg, następuje eskalacja nienawiści i agresji wobec Michaela. Chłopak obwinia się o śmierć matki i jednocześnie obwinia ją, za to że zostawiła go samego w tym podłym świecie.
Książka jest trudna ale tylko ze względu na podjętą tematykę. Łatwo się czyta gdyż jest napisana prostym językiem zrozumiałym dla każdego. Z każdej kartki, strony wyziera na nas ból, gniew, strach. Odczuwamy wszystkie emocja Michaela.
Czytając książkę byłam wściekła na to że nikt chłopcu nie pomógł, nawet anonimowo. Donosząc do odpowiednich władz, na policję, gdziekolwiek kiedy niewinne dziecko było maltretowane przez sadystów i dewiantów. Byłam przerażona wszystkimi potwornościami jakie musiał znosić i jakie jest w stanie zrobić człowiek drugiemu człowiekowi, kobiecie, dziecku. Współodczuwałam ból Michaela. Czułam odrazę.
"Dziecko niczyje" wydobędzie z czytelnika cały wachlarz uczuć. Podczas czytania łzy same napływały do oczu a pięści zaciskały się w proteście. Ta historia zostanie w mojej pamięci na bardzo długo...
Dawno nie miałam do czynienia z książką tak przejmującą i poruszającą. Najgorsze jest to, że nie jest to fikcja literacka a rzeczywistość!!!
Mimo wszystko książka daje również nadzieję. Wiele można przetrwać i wyjść z opresji obronną ręką. Tylkom od nas zależy jak potoczą się nasze losy. Michael jest idealnym przykładem. Nie jeden na jego miejscu poddał się i stoczył na samo dno. Znam ze słyszenia ale i z życia wiele przykładów ludzi, którzy po porażce nie podnieśli się. Przegrali życie. Tak łatwo jest odpuścić.
Michael mimo wielu krzywd potrafił obrócić zło w dobro.
Aż chce się powiedzieć "Co nas nie zabije to nas wzmocni".