"Ćma" Joanny Wtulich nie przyciągnęła mnie do siebie powabną okładką. Okładka sugerować może romans, a takim zdecydowanie gatunkiem ta powieść nie jest, pomimo iż romans (i to nie jeden) się w niej pojawia. Po "Ćmę" sięgnęłam wiedziona przeczuciem. Co z tego wynikło i jakie mam względem tej pozycji przemyślenia dowiecie się z poniższej recenzji.
***
Ewa, zdawałoby się, ma udane życie: pracę, którą lubi i w której się realizuje, kochającego i wyrozumiałego męża oraz cudowną córeczkę. Jednak to tylko pozory. Choć to co ma główna bohaterka dawałoby spełnienie niejednej kobiecie, jej ciągle czegoś brakuje. Ewa podejmuje decyzje i wikła się w relacje, które szkodzą nie tylko jej samej, ale i bliskim. Jest niczym ćma, którą przyciąga światło, wabi i kusi, ale wiedzie ku autodestrukcji. Jednak ćma to też motyl. Nocny co prawda, lecz motyl, a i nocne motyle bywają piękne.
Czy Ewa znajdzie to czego tak rozpaczliwie szuka? I jak wysoką cenę będzie musiała za to zapłacić?
***
Sporadycznie zdarza mi się bym nie polubiła głównej bohaterki czy bohatera. Ewę było mi trudno polubić już od samego początku i myślę, że i po skończeniu przygody z "Ćmą" nie mogę powiedzieć, że ją polubiłam. No, nie polubiłam i już. Rozumiałam ją za to doskonale (szczególnie zajadanie stresów, niepowodzeń i smutków) i miałam dla niej pełno współczucia oraz nadzieję, że w końcu się opamięta zanim stanie się krzywda (szeroko rozumiana) jej lub komuś z jej otoczenia.
Często podczas lektury w myślach ochrzaniałam Ewkę, chciałam nią potrząsnąć, krzyknąć jej w twarz: opamiętaj się kobieto. W co ty się pakujesz?! Czy Serio? kiedy wpadła genialny pomysł zemsty na kochanku i nie mam na myśli tego, którego wpakowała w niemałe koszty ;) (ten pomysł akurat mi się podobał).
Uch! Dawno zachowanie bohaterki tak mnie nie wkurzało.
Skoro już jestem przy postaciach to odniosłam wrażenie, że tylko sekretarka Kasia i mąż Robert byli pozytywnymi postaci w tej powieści. Każdy z pozostałych bohaterów epatował wadami, ukazywał swoje drugie, ciemne oblicze. Łącznie z samą Ewą, prawdę mówiąc.
***
Czyta się bardzo szybko, a do historii o Ewie nie wchodzimy powoli, lecz zostajemy w nią wepchnięci i niemal natychmiast oplatają nas macki emocji i ciekawości. Kiedy zadawałoby się, że już nic złego nie może się wydarzyć autorka serwuje nam kolejne rewelacje, jeszcze bardziej wciągające w fabułę.
Dzięki retrospekcjom dowiadujemy się o wydarzeniach z przeszłości, są one subtelnym i istotnym dodatkiem obnażającym charaktery postaci.
Powieść ma również optymalną długość. Odpowiednią by przedstawić interesująco życie Ewy, ale nie znudzić. Zakończenie jakie serwuje nam autorka nie satysfakcjonuje mnie w stu procentach. Miałam poczucie, że czegoś w nim zabrakło. A może chodziło o to, że po tylu przeżyciach koniec był zbyt szybki? Nie zmienia to jednak faktu, że powieść jest świetna, a najważniejsze, że poruszona w niej tematyka jest z rodzaju tych, które na mnie silnie oddziałują.
***
Wspomniałam wyżej, że Ewa ma świetną pracę, uroczą córeczkę i męża, którego można jej tylko pozazdrościć. Jest perfekcjonistką, pracoholiczką i świetnie zna się na swojej pracy. Nie jest jednak kobietą idealną. Dzięki swoim niedoskonałościom, dodatkowym kilogramom czy zajadaniu stresów jest jedną z tych bohaterek, z którymi wiele kobiet może się utożsamiać.
Joanna Wtulich kreując taką właśnie postać jak Ewa wydobywa na światło dzienne tematy takie jak brak poczucia własnej wartości, ciągłe szukanie uznania w oczach innych (szczególnie u mężczyzn, co ma swoje źródło w dzieciństwie i relacjach z ojcem), wpływ wychowania i postawy rodziców na to jakimi dorosłymi się stajemy.
Tematyka każda z osobna byłaby trudna, a skumulowana na jednej kobiecej postaci stwarza dla niej bagaż ciężki do udźwignięcia, a także doskonały materiał na bohaterkę tragiczną. Po trosze taką postacią jest właśnie dla mnie Ewa. Kobieta radzi sobie tak jak potrafi, czyli destrukcyjnie. Na swoje szczęście ma obok siebie męża Roberta. Dla mnie ten mężczyzna był jedynym pozytywnym męskim wzorcem, zdawałoby się ewenementem pośród innych przedstawicieli jego płci w powieści. Dobry, czuły, wrażliwy, pracowity, kochający, oddany, rodzinny, wyrozumiały... Dlaczego, u diabła, Ewka szukała szczęścia w ramionach innych? Dlaczego pchała się w destrukcyjne relacje, lecąc niczym ta ćma do światła? Nie powiem Wam tego, ale dowiecie się czytając powieść Joanny Wtulich.
Chociaż powieść kończy się optymistycznie (myślę, że powiedzenie iż kończy się dobrze, byłoby nadinterpretacją) to jednak znając charakter Ewy, jej przeszłość, jej doświadczenia, można domyślać się, że do tego dobrze jeszcze przed nią bardzo długa droga.
***
Słucham swojego książkowego przeczucia i tym razem mnie ono nie zawiodło. "Ćma" serwuje duże emocje i zmusza do zastanowienia. Porusza ważne tematy, m.in. związane z relacją córka-ojciec, kobieta-mężczyzna. Daje także nadzieję. Mogę się domyślać ile kobiet jest podobnych do bohaterki "Ćmy", oceniamy je przez pryzmat ich czynów, czasem nie zastanawiając się co w gruncie rzeczy kieruje takimi kobietami.
Jeśli poszukujesz powieści, w których ważne są emocje i które poprzez życie bohaterów obrazują ważne tematy "Ćma" Joanny Wtulich jest jedną z takich właśnie pozycji.
Czy polecam? Obowiązkowo.