W Laponii trwa noc polarna. Wśród ciemności, przy mrozie sięgającym trzydziestu stopni w miasteczku Kautokeino toczy się zwyczajne życie, a praca Policji Reniferów polega głównie na utrzymywaniu porządku wśród hodowców. Renifery w poszukiwaniu trawy i porostów często przekraczają granice terytorium wypasu należącego do ich właścicieli, zdarzają się też kradzieże cennych zwierząt.
Klemet Nango i Nina Nansen prowadzą właśnie sprawę o naruszenie terytorium, gdy otrzymują wiadomość o zamordowaniu hodowcy. Co dziwniejsze, mężczyźnie obcięto uszy, tak jak czynią to złodzieje reniferów, chcąc zapobiec zidentyfikowaniu skradzionych zwierząt.
W tym samym czasie z muzeum zostaje skradziony stary szamański bęben, który, o ile rzeczywiście jest przedmiotem pochodzącym z zamierzchłych czasów, może być jednym z cenniejszych reliktów samskich wierzeń.
Klemet i Nina poruszają się w ciemnościach. Tak dosłownie, jak i w przenośni, bowiem informacje są im udzielane nad wyraz skąpo. Policjanta to nie dziwi, zna bowiem tych ludzi, jest jednym z nich.
Lapończycy żyją w izolacji wymuszonej położeniem geograficznym i warunkami klimatycznymi. Izolują się też psychicznie, niechętnie dopuszczając do siebie ludzi z zewnątrz swego grona. Lata prześladowań, lekceważenie i kpin zrobiły swoje. Samowie nie ufają obcym i nie życzą sobie bliższej z nimi konfidencji. Wiedzą doskonale, że dla większości w dalszym ciągu są prymitywnymi, podejrzewanymi o najgorsze skłonności podludźmi. Dlatego niechętnie udzielają policji wyjaśnień, mimo że wiedza niektórych z nich pozwoliłaby na szybsze rozwikłanie sprawy morderstwa i kradzieży.
Olivier Truc jest bez wątpienia mistrzem kreowania nastroju. Umiejscowił fabułę w Laponii, gdzie przez prawie całą dobę panuje ciemność, występuje ekstremalnie trudny klimat, a przeszłość miesza się z teraźniejszością poprzez dawne wierzenia, pieśni i obyczaje. Akcja snuje się powoli, a my mamy okazję do zapoznania się z historią Samów, ich codziennym życiem, ortodoksyjną religią laesdańską i zwyczajami, tak różnymi od naszych.
Wątek kryminalny zdaje się niekiedy niknąć wśród tych opisów, po to tylko, by pojawić się znów jako kolejny fragment dawno minionych zdarzeń.
Przyznam się,że do tej pory moja wiedza o Laponii była, delikatnie mówiąc, mocno ograniczona. Znałam położenie geograficzne... i niewiele więcej. Lektura Ostatniego Lapończyka sprawiła, że nieco zgłębiłam temat. Teraz wiem, że Sápmi, czyli ojczyzna Sami, jest terytorialnie większa od Polski i biegnie od północnej Szwecji, poprzez prowincję Finnmark w Norwegii oraz fińską Laponię aż do półwyspu Kola w Rosji. W krajobrazie Laponii dominują płaskowyże i góry. W czasie krótkiego lata kraina ożywa, okrywając się wielokolorową szatą traw, kwiatów i porostów. Jednakże przez większą część roku dominują tylko dwa kolory - biel śniegu i błękit lodu, a na niebie zamiast słońca królują zorze polarne.
Zafascynował mnie ten świeżo odkryty świat, jego historia i jego mieszkańcy. Niebędący Samem Olivier Truc przedstawił go przepięknie i z ogromną dokładnością., prezentując przy tym styl pisarski najwyższego lotu. Na stronach jego powieści żyją nie tylko ludzie. Żyje również Sápmi.
Ciekawe i sugestywne opisy oraz dialogi nie są podawane nachalnie i nie zmuszają czytelnika do podzielania zdania autora. Każdy może wyrobić sobie własne zdanie o opisywanej krainie, bohaterach i zbrodni, a to coś, co wysoko cenię w książkach.
Intryga kryminalna na pierwszy rzut oka wydaje się być tu czymś podrzędnym, lecz jest to mylne wrażenie, bowiem wszystkie drogi Ostatniego Lapończyka prowadzą do odkrycia, dlaczego stary, zapijaczony hodowca reniferów musiał umrzeć.
Olivier Truc napisał niesamowicie dobrą książkę, za co należy mu się najwyższa ocena.