Barbara O'Neal to popularna amerykańska pisarka i podróżniczka, której powieści zdobyły wiele nagród nie tylko na amerykańskim rynku wydawniczym. Do tej pory nie miałam przyjemności zaznajomić się z piórem autorki, chociaż już od pewnego czasu na półce mojej domowej biblioteczki czeka "Recepta na miłość", którą zdobyłam podczas jednej z wymianek książkowych. A tymczasem sięgnęłam po ostatnio wydaną powieść "Kiedy wierzyliśmy w syreny" i jestem bardzo zadowolona, bo był to idealny wybór.
Kit i Josie Bianci wychowywały się w destrukcyjnej rodzinie. Rodzice prowadzili restaurację i swojemu interesowi poświęcali całą uwagę i zaangażowanie. Dziewczynki od najmłodszych lat mogły liczyć tylko na siebie. Potem w ich życiu niespodziewanie pojawił się Dylan - ciężko doświadczony przez życie nastolatek, który szybko stał się członkiem rodziny Bianci. To on czuł się odpowiedzialny za młodsze przyszywane siostry, okazywał im zainteresowanie i starał się zastępować dziewczynkom rodziców. Jednak był tylko nastolatkiem, który na dodatek walczył z własnymi demonami. Trzęsienie ziemi sprawiło, że pozornie poukładane życie rodziny spadło w przepaść razem z domem i restauracją górującą na urwisku nad oceanem. Trudno było się po tym pozbierać. Następne lata obfitowały w nieustanne pasmo porażek... Okropny wypadek na kolei, w którym straciło życie wiele osób, a wśród nich także Josie Bianci dopełnił tragedii.
Powieść jest po prostu niesamowita. Bardzo spodobał mi się pomysł na fabułę. Dzięki tej historii mogłam się poczuć jak turystka odwiedzająca Antypody. Przechadzając się wraz z bohaterami ulicami Auckland w Nowej Zelandii, czy surfując razem z siostrami po falach Oceanu Spokojnego czułam się niczym na wakacjach. I choć powieść "Kiedy wierzyliśmy w syreny" nie należy do najłatwiejszych, to w ogólnym odbiorze historia jest niezwykle pozytywna i optymistyczna.
Autorka postawiła tu na szczerość i uzdrowienie, zarówno jeśli chodzi o siebie, jak i rodzinne relacje zniszczone przez nieodpowiedzialność, strach, nałogi i zaniedbania. Sporo tu bólu, rozczarowania, beznadziei, szkód i rodzinnych sekretów, czasem trudno zmierzyć się z emocjami, które udaje się oswoić tylko dzięki nadziei i odkupieniu.
"Kiedy wierzyliśmy w syreny" to opowieść, która pozwala nam zajrzeć za kotarę ciemnej strony życia. Barbara O'Neal stworzyła niezwykle realistyczny i wiarygodny obraz trudnego dzieciństwa, w którym dzieci od najmłodszych lat były pozostawione same sobie. Ukazała dzieciństwo pełne cieni, samotności, tęsknoty, podejrzanych kontaktów i niezdrowych reakcji. Jedynym jasnym punktem w tym brutalnym świecie dorosłych była siostrzana miłość dwóch kilkuletnich dziewczynek, które mogły sypiać na plaży pod gwiazdami. Konsekwencje dorastania w takim środowisku bez trudu można przewidzieć. A mimo to szokuje i przeraża nieodpowiedzialność oraz lekkomyślność rodziców skupionych wyłącznie na sobie i firmie. Ta historia to bezustanne balansowanie na cienkiej linie oddzielającej pozory od rzeczywistości i dobro od zła. Ta granica często się zaciera, a konsekwencje są bolesne.
Powieść Barbary O'Neal skłania do głębokich przemyśleń. Trzeba pamiętać, że zawsze są rzeczy ważne i ważniejsze. Autorka zadbała, aby w natłoku obowiązków i wszechobecnym pędzie życia nie umknęło nam to, co naprawdę istotne, abyśmy nie stracili swojej szansy. "Kiedy wierzyliśmy w syreny" to niezwykle wartościowa i mądra historia, która zapada głęboko w pamięć. Przesympatyczni bohaterowie zmagający się z całym bagażem doświadczeń pobudzają naszą wrażliwość i wywołują pozytywne odczucia. Darzymy ich serdecznością, przyjaźnią i współczuciem. A ze wszystkiego co złe i brutalne próbujemy ich rozgrzeszać.
Książka przypadła mi do gustu także z uwagi na obrazowy styl i bardzo przystępną narrację. Barbara O'Neal pisze prosto, lekko, ale jej przekaz nacechowany jest emocjami. W podobny sposób konstruują swoje książki Susan Wiggs oraz Diane Chamberlain, więc jeśli czytujecie powieści tych autorek, to "Kiedy wierzyliśmy w syreny" także spełni Wasze oczekiwania.