„Ciemna strona małżeństwa” amerykańskiego pisarza Adama Rossa to intrygujący thriller psychologiczny, który nie jest najłatwiejszy w odbiorze, jednak tematyka jest tak zajmująca, że trudno odłożyć książkę, co więcej w trakcie lektury wielokrotnie przytakuje się autorowi za celne uwagi dotyczące emocji w długoletnich związkach.
Na powieść składają się trzy historie, które w pewien sposób się zazębiają, ukazując dwoistą naturę małżeństwa. Motywem wyjściowym jest śmierć Alice Pepin, która najprawdopodobniej popełniła samobójstwo. Jednak niezwykłe okoliczności zajścia powodują, że podejrzanym staje się jej mąż David. Na jego niekorzyść przemawia to, że obsesyjnie myślał o śmierci żony, co gorsze swoje myśli przelewał na papier. Lecz w trakcie śledztwa wychodzi, że David i Alice mimo problemów małżeńskich byli kochającą się parą, coś poważnie zgrzyta, pytanie, co? Sprawę prowadzą detektywi: Ward Hastroll, który był szczęśliwym mężem, dopóki jego żona nie wytworzyła sobie wyimaginowanej choroby i nie położyła się do łóżka, najprawdopodobniej w ten sposób tocząc wojnę z mężem, i Sam Sheppard – były lekarz, kilkanaście lat wcześniej oskarżony, a następnie uniewinniony od zarzutu zabójstwa swojej żony.
Charakterystyka postaci jest w tej powieści na bardzo wysokim poziomie. O ironio, każdy z bohaterów ma olbrzymie problemy osobiste, każdy mota się w swoim małżeństwie, balansując na granicy miłości i nienawiści. Pojawiają się też przepychanki, walki, w których celem jest zranienie psychiczne. Tak naprawdę w tej historii nie tyle chodzi o rozwiązanie tajemnicy śmierci Alice, co o dogłębną analizę tytułowej ciemnej strony małżeństwa. Bardzo podoba mi się cytat jednego z podrozdziałów „Lubimy opowiadać sobie o małżeństwach innych. Świetnie znamy historie z życia cudzych związków. Ale czy umiemy opowiedzieć historię własnego? Gdybyśmy umieli może nie byłoby morderstw. Może uniknęlibyśmy wielu okrucieństw i zbrodni”[str.28] Zdecydowanie coś w tym jest. Jeśli nie potrafimy nazwać swoich emocji, nie jesteśmy zdolni do szczerej rozmowy i zamykamy się w swojej skorupie, to czy stworzymy relację, w którym mimo miłości jest niezakłócony obraz? Wątpliwa sprawa.
Ross rozkłada małżeństwo na części pierwsze: rozdrapuje rany, zagląda za drzwi sypialni, uczestniczy w wyniosłych i tragicznych chwilach bohaterów. Wszystko to opisuje stylem, w którym piękno zmysłowej prozy łączy się z wulgarnym i odpychającym tonem. Dwoistość literackiej stylistyki jest odpowiednikiem dwoistej natury małżeństwa. Tak w ogóle w tej powieści wszystko jest wielkim znakiem zapytania, więcej jest poszlak niż faktów. Na powieść składa się olbrzymia ilość abstrakcyjnych przemyśleń, niuansów, a także swobodna interpretacja zakończenia, które jest kwestią domysłu, a nie dowodów. Dlatego jeśli ktoś nie przepada za taką konstrukcją, to powinien poważnie zastanowić się nad wyborem tej powieści. Dla mnie „Ciemna strona małżeństwa" była niezwykle udaną lekturą, ale ja lubię nurzać się w emocjach, im więcej jest rozterek i brudu tym lepiej się „bawię”, może to trochę chore, ale cóż na to poradzić... W każdym razie powieść Adama Rossa to bardzo dobre studium miłości, słodko-gorzka opowieść o byciu we dwoje, o braku porozumienia i spalającej namiętności, napisana w porywający i niepokojący sposób