Znowu miałam szczęście trafić na książkę napisaną przez polskiego autora i zapewniającą całkiem godziwą rozrywkę ;).
Rok 1888, Kirkegaard, świat, w którym religią panującą jest Śmierć. Podporządkowane jest jej życie każdego mieszkańca, istnieje wiele ceremonii i zwyczajów, które pozwalają na "udokumentowanie" swej wiary. Ale czy to prawdziwa wiara, czy może uczestnictwo w nich to nic więcej niż tradycja pochodząca z mroków historii?
"Decathexis" zaczyna się śledztwem do rozwiązania którego zostaje zaproszony szef Inspektoratu ds. Umarłych– Jon Pendergast. Potem akcja właściwie tylko pędzi dalej, a my mamy okazję śledzić zmagania Jona z zabobonami, żywymi(?) trupami oraz kapłanami i przywódcami Kościoła Morii. W przygodach tych pomagać mu będą królowa Geneview oraz Tancerz Śmierci, będący na jej usługach – Danse Macabre.
W książce tej możemy właściwie obserwować starcie dwóch stronnictw – nowoczesnego, opartego na eksperymentach i nauce stronnictwa królowej Geneview oraz stronnictwa reprezentowanego przez najwyższego kapłana Kościoła Morii – Abaddona La Roche, które to chce zachować istniejącą sytuację i nie wprowadzać żadnych zmian. Walka toczy się teoretycznie głównie o szczegóły pochówku i traktowanie ciał zmarłych, ale w praktyce oczywiście o władzę nad ludem, kontrolę nad królestwem.
W "Decathexis" czuć wyraźną inspirację nauką – dzięki tej książce miałam okazję dowiedzieć się, co kryje się pod nazwami tanatologia i tanatopraksja, ale również mitologią i religiami. Widać wpływy różnych wierzeń i obrządków zaczerpniętych z wielu różnych źródeł. Jednak są one rozbudowane i zmienione w ciekawy sposób, zaadaptowane do potrzeb powieści. Jak na przykład obrzęd podczas którego morduje się ofiarę (w okrutny sposób), ćwiartuje jej ciało, a następnie poszczególne fragmenty zakopuje na polach – ma to służyć zapewnieniu dobrych plonów w następnym roku. Różnych nawiązań jest tak wiele, że zapewne można zauważyć kolejne szczegóły przy ponownym czytaniu tej książki.
Wielką zaletą powieści jest miejsce akcji – autor stworzył bardzo ciekawy, nietuzinkowy świat, przedstawiony moim zdaniem bardzo sugestywnie, plastycznie. Powieść ma mroczną atmosferę, ze sporą ilością dosyć makabrycznych momentów i opisów (aczkolwiek nie poczułam się bardzo przerażona, co akurat poczytuję za wielki plus tej książki ), jednakże jednocześnie porusza ona sporo problemów aktualnych cały czas, a dotyczących wiary, wierzeń i religii, tradycji, funkcjonowania społeczeństw, władzy.
Również bohaterowie są całkiem interesujący. Zarówno główny bohater – Jon, jak i jego przyjaciel Danse Macabre oraz ukochana królowa. Każde z nich ma ciekawy charakter, trochę tajemnic na koncie, swoje słabostki i plany, których być może nie uda się zrealizować… Jak również ich przeciwnik – La Roche, który jest w stanie zrobić wszystko, by sprawować władzę.
Powieść "Decathexis" – tak, jak obiecał w przedmowie autor – oferuje mieszankę wybuchową: trochę horroru, trochę kryminału, trochę wpływów gatunku "szpady i miecza", doprawione szczyptą romansu. Mnie się podobało :). Bardzo ciekawy świat, plastyczne opisy, nieźli bohaterowie oraz interesujący pomysł. Zakończenie zdecydowanie otwarte, czekam więc na dalszy ciąg. Który ponoć już wychodzi spod pióra autora…
Na koniec jeszcze przykłady języka i stylu używanego przez autora
"Podczas przesłuchania obraził Kościół swoim testamentem, w którym kazał napisać, że jego zwłoki mają być po śmierci spalone, zmielone na pył, zamknięte w dopochwowych czopkach i w czasie pogrzebu włożone do ciał kilku wynajętych kurtyzan…" [1]
"Spojrzał poza obręb muru i zamarł z wrażenia. Kilkaset metrów przed nim rozciągała się nowa część wojskowego cmentarza, a znajdujące się na nim groby dzwoniły, niczym pozbawiona dyrygenta koszmarna orkiestra." [2]
[1] Łukasz Śmigiel, "Decathexis", Grasshopper, 2009, str. 55.
[2] Tamże, str. 144.
[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu -
http://ksiazkowo.wordpress.com/2009/12/06/decathexis-lukasz-smigiel/]