Dwie kobiety, którym nie było dane żyć własnym życiem. Dwie historie, które chwytają za serce. Jedno miejsce, które je połączy.
Opis “To Evi” - najnowszej powieści napisanej przez Renee Linn zachęca, ale nie porywa. Dość enigmatycznie dowiadujemy się o czym traktuje powieść, a szkoda byłoby ją przegapić, bo porusza emocje i niesamowicie wciąga. Na początku autorka wprowadza czytelnika w realia opisywanych historii. Czasy, kiedy ludność Warmii i Mazur musiała odnaleźć się w powojennej rzeczywistości i podporządkować narzuconemu prawu. To wprowadzenie jest bardzo rzeczowe i oparte na publikacji Andrzeja Saksona. Jest również bardzo ważne dla zrozumienia przedstawionych dalej historii. Tu też autorka zaznaczyła, że w swojej książce opisała fakty z życia dwóch kobiet. Mimo wymyślonych imion i miejsc warto pamiętać, że czytamy o kobietach z krwi i kości.
Kolejne dwie części opisują już losy kolejno Kazimiery Sawickiej (z domu Matczak) i Ewy Szczepanik. Z pozoru oprócz czasów w jakich przyszło im żyć nic ich nie łączy. Kazia to matka, siostra i żona, której mąż pozbywa się, gdy zaczyna mu przeszkadzać. Historia Kazi rozpoczyna się dość intensywnie, bo w momencie, kiedy za sprawą męża zostaje zabrana do zakładu opieki psychiatrycznej. W domu pozostają jej córki. Losy samej Kazi zostały przedstawione bardziej jako tło dla wydarzeń w opuszczonym przez nią domu. W tej części autorka skupiła się na losach jej córek, siostry, brata i jego rodziny. Szczegóły pobytu Kazi w szpitalu przedstawione są już pod koniec tej części i, jak się spodziewam, będą rozwinięte w kolejnym tomie. Evi to młoda dziewczyna, która nie chce być po prostu elementem idealnie pasującym do życiowej układanki nieczułej matki. Historia Evi od samego początku zdradza, że jej rodzina skrywa tajemnicę. Evi nie może zrozumieć dlaczego jej matka traktuje ją bardzo oschle i przedmiotowo, ale czuje, że ma to związek z przeszłością. Im bardziej dziewczyna buntuje się i próbuje żyć po swojemu zbliżając się do odkrycia prawdy, tym bardziej matka stara się ją za to ukarać.
Z całą pewnością nie jest to lektura łatwa pod względem emocjonalnym. Nie wprawia czytelnika w dobry humor ani nie dostarcza emocji jak kryminał. To zupełnie inne wrażenie. Powieść pozostawiaja kłębiące się w głowie pytania, wątpliwości i niedowierzanie. Poczucie krzywdy i niesprawiedliwości z jaką mierzyły się główne bohaterki niemal wyziera z każdej strony. Zarówno Evi jaki i Kazi odmówiono prawa decydowania o swoim życiu. Ktoś zadecydował za nie, bo ktoś inny dał mu taką możliwość. Czasy komunizmu, kiedy to ten, kto posiada znajomości lub stanowisko może więcej przesądzając często o losie innych. Postępowanie ludzi wydawało się często niemoralne, pozbawione ludzkich odruchów. Muszę przyznać, że Renee Linn świetnie to oddała ducha tamtych czasów. Pokazała z czego wynikały pewne decyzje bohaterów jednocześnie ich nie usprawiedliwiając. Pokazała jak przeszłość, od której ludzie chcą się odciąć wpływa na ich życie. Choć poruszane tematy nie są łatwe, to książkę czyta się bardzo szybko. Dużą rolę odgrywają tu plastyczne i zrównoważone opisy uruchamiające wyobraźnię i dosłownie przenoszące w czasie. Całości dopełniają dialogi.
- Gdzie mamę niesie!?- zdenerwowała się Sabina. - Jeszcze się po ciemku gdzie przewrócicie. Starsza kobieta nie zareagowała na jej uwagi, tylko wzięła kij stojący przy wyjściu i wyszła na korytarz, machając kikutem przed sobą. - Może pochodzić z mamą trochę? - zaoferował się Józek. - Już szarówka, ale możemy zrobić ze dwa okrążenia koło komórek.
Kolejną zaletą powieści jest to, że obydwie kobiety reprezentują dwie zupełnie inne grupy społeczne i ten kontrast został świetnie przedstawiony. Kazia to prosta i biedna kobieta. Mieszka w tzw czworaku przy pegeerze. W tym samym, co jej rodzeństwo. Tu rodzina jest sobie bliska, znaczy więcej niż tylko wspólne nazwisko, a wiara w Boga przejawia się w czynach, nie tylko w słowach. Evi natomiast jest córką działaczki partyjnej, która nie do końca odnajduje się w roli matki. Tu rodzina nie jest wartością nadrzędną a jedynie dopełnieniem pewnego pożądanego stanu rzeczy. Nie ma więzi, troski o siebie nawzajem a jedynie obojętność i wygoda.
- Oczywiście, panie dyrektorze- odparła Lucyna. - Gdyby ktoś interesował się sprawą, zaraz do pana przyjdę. - A co z legitymacją. Nie odebrali jej pani? - Oprócz portiera absolutnie nikt się nią nie interesował. - Uśmiechając się, zapewniła Lucyna. Jej odpowiedź jeszcze bardziej zadowoliła przełożonego. - To co, towarzyszko, do jutra. Spotykamy się w pracy i mamy oczy szeroko otwarte?
Tak dwie kontrastujące ze sobą rodziny, tak odmienne postawy jej członków, nie powielanie tego samego schematu sprawiły, że powieść czytałam z dużym zaciekawieniem. Widać tu pewne socjologiczne zacięcie autorki, dzięki któremu powieść bardzo zyskuje. W obydwu historiach nie brak też wątku romantycznego. I choć daje on czytelnikowi delikatne wytchnienie od trudów z jakimi mierzą się bohaterowie to równocześnie podkreśla ich trudną sytuację.
Uważam, że jest to niezwykle ciekawa i wciągająca lektura. Autorka bardzo postarała się by przenieść czytelnika w powojenne czasy narzucanego komunizmu jednocześnie pokazując jak kształtował życie jednostek i społeczności. Cieszę się, że jest to pierwsza część i z niecierpliwością wypatruję kolejnej. Zakończenia obydwu historii są otwarte i pozostawiają czytelnika z pewnymi przypuszczeniami. Czy trafnymi? Czekam, by się przekonać, a powieść zdecydowanie polecam.
„TO Evi” to poruszająca historia dwóch kobiet i ich rodzin, których drogi przecinają się w szpitalu psychiatrycznym. Evi to młoda dziewczyna, której relacje z matką uwarunkowane są przez sytuacj...
„TO Evi” to poruszająca historia dwóch kobiet i ich rodzin, których drogi przecinają się w szpitalu psychiatrycznym. Evi to młoda dziewczyna, której relacje z matką uwarunkowane są przez sytuacj...
Gdzie kupić
Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Pozostałe recenzje @szulinska.justyna
Ciekawy pomysł
„Klubowe dziewczyny. Nadzieja umiera ostatnia” to druga część serii o która swój początek ma w klubie na Mazowieckiej, ale przenosi czytelnika w zupełnie inne miejsca. T...
Nie sięgam po horrory, ale czasem chyba tak to jest, że książka trafia w nasze ręce niby przypadkiem, ale w sumie z jakiegoś powodu. Okładka „U schyłku czasów” jest mro...