„Potem żałował każdego wypowiedzianego słowa”*
Podobno oczy są zwierciadłem duszy i wszystko z nich można wyczytać. Są jak otwarta księga. Ale to nie wszystko – oczy to też nasze okno na świat. Dzięki nim widzimy wszystko i możemy robić co chcemy. Możemy podziwiać otoczenie, rozpoznawać po wyglądzie ludzi… Nie straszna nam ciemność. A czy myśleliście kiedyś jak to by było gdybyście nie widzieli i musieli polegać tylko na węchu i słuchu? Straszne, prawda? Nic nie widzieć i być zdanym na kogoś…
Tak właśnie żyje Kamyk, a raczej Kamila, dwunastoletnia niewidoma dziewczynka. To nie ona jest tu jednak główną postacią. Jest nim Daniel Koch, który skończył właśnie pracę w jednej z firm. Dzień przed wyjazdem udaje się na imprezę wraz z pracownikami, a kończy się ona zupełnie inaczej niż przewidywał. Wychodzi z niej wraz z Ewą gdyż udają się w tym samym kierunku. Z powodu deszczu i tego, że ktoś Kocha ochlapał zostaje on zaproszony na górę i… zostaje tam do rana. To tam pierwszy raz spotyka Kamilę, która jest córką kobiety, z którą się przespał. Ma nadzieje, że to ich pierwsze i ostatnie spotkanie. Nie przewidział jednak tego co przyniesie mu następny dzień. Gdy udaje się do pracy dowiaduje się, że szef nie żyje, a Ewa walczy o życie w szpitalu, on zaś musi zająć się Kamykiem. Dziewczynka była świadkiem morderstwa i mimo, że nie widzi potrafi rozpoznać kto strzelał… Czy mała jest teraz w niebezpieczeństwie? Kto i czemu zabił szefa? Jakie stosunki łączyły Ewę z pracodawcą?
Z twórczością Joanny Jodełko zetknęłam się pierwszy raz, a z tego co wyczytałam ma już na swoim koncie dwie inne powieści. Jako że coraz bardziej przekonuję się do rodzimych pisarzy i ta autorka mnie zaintrygowała. Szczególnie po tym jak przeczytałam notę wydawcy. Bardzo cenie sobie książki mówiące o osobach niepełnosprawnych. W sposób pośredni czy bezpośredni: nie ważne, aby tylko udało się twórcy przekazać prawdziwe emocje. Właśnie to mnie skłoniło do sięgnięcia po tę pozycję. Całą historię poznajemy z różnych punktów widzenia: Daniel, Kamyk, Krzysztof, Grabarz i jeszcze parę innych osób opadają nam mrożącą krew w żyłach historię.
Początkowo styl pisania Jodełko do mnie nie przemawiał, nie rozumiałam tego dlaczego tak rozpoczyna historię i mnogość postaci opisujących swoją wersję wydarzeń z ostatnich dwudziestu czterech godzin spowodowała mi mętlik w głowie. Jednak w trakcie czytania wraz z biegiem akcji, która z każdą stroną przyspieszała wszystko zaczęło mi się układać, a sam styl piania podobać. Początkowo wszystko toczyło się powoli, autorka wprowadzała nas w świat bohaterów i tłumaczyła tyle ile chciała. Tak aby zaciekawić, ale nie zdradzić zbyt wiele. Ale gdy już doszło dom morderstwa wszystko nabrało tempa. Coraz bardziej wczuwałam się w akcję, z zapartym tchem śledziłam bieg wydarzeń i bezskutecznie próbowałam odkryć kto jest winny temu wszystkiemu i jakie motywy nim kierowały. Prawie do końca podejrzewałam wszystkich tylko nie tą osobę co powinnam. Co najważniejsze wynik nie był oczywisty i dla mnie to było zaskoczeniem. Pani Joanna świetnie to wszystko rozegrała. Stopniuje napięcie i sprawia, że czytelnik gubi się w domysłach. Jak dla mnie rewelacja. Thriller, który co krok zaskakuje i szarpie nerwy. Zakończenie wbiło mnie w przysłowiowy fotel, spowodowało ciarki na ciele i irracjonalne myśli jakbyśmy uczestniczyli w kulminacyjnym zdarzeniu. Na samą myśl o ostatnich stronach przechodzą mnie dreszcze.
Ale to nie wszystko „Kamyk” to nie tylko dobry kryminał z dreszczykiem. To też książka o tym jak „widzi” świat osoba niewidoma oraz o tym jak kolejne dni zmieniają samego Kocha. Z prawdziwym zainteresowaniem czytałam sceny z Kamilą w roli głównej, to jak sobie radziła wprawiało mnie w zdumienie i podziw. Ja bym chyba nie dała rady zrobić połowy tego co ona chociaż nie widzi. Dziewczynka była przerażona, ale w jakiś sposób miała siłę by walczyć i uciekać. Początkowo nie potrafiłam zrozumieć jej awersji do mężczyzn, ale później już wszystko było jasne. W naszym społeczeństwie jeszcze przez długie lata utrzyma się nietolerancja. Jest przykra ze strony postronnej, ale gdy to ktoś nam bliski nie toleruje naszych odmienności jest dwa razy gorzej. A nie wszyscy są na tyle silni by przejść nad tym do porządku dziennego. Myślę, że Kamyk odgrodziła się od niektórych spraw by nie cierpieć ponownie. Co do Kocha, zaimponował mi. Nie musiał się w to wszystko wplątywać, ale miał poczucie obowiązku zajęcia się małą. Początkowo nie szło mu za bardzo, ale to z braku doświadczenia. Żył inaczej do tej pory i gdy został postawiony nagle w takiej, a nie innej sytuacji było dla niego zaskoczeniem. Z czasem jednak zaczął ją rozumieć i nawet polubił. Mimo tego, że była waleczna i pyskata potrzebowała opieki i zainteresowania. Poczucia bezpieczeństwa.
Książka ta mnie pochłonęła, nie widziałam upływającego czasu, a gdy czytałam ostatnie zdanie za oknem się rozwidniało. Zostałam wciągnięta w wir wydarzeń, które sprawiały, że nic poza tą historią nie istniało. Wczułam się w fabułę i wraz z bohaterami próbowałam ułożyć wszystkie elementy układanki. Nie było to proste i nerwowo przewracałam kolejne strony z nadziej, że wreszcie coś się rozwiąże, a ten cały koszmar się skończy. Czułam te wszystkie emocje jakbym to ja była uczestnikiem tego wszystkiego, a nie tylko biernym światkiem. Jodełko ujęła mnie tą historią: ciekawa fabuła, interesujące dialogi, opisy pełne niebezpieczeństwa, czasem śmieszne, a czasem wzruszające. No i oczywiście postacie, które są wykreowane po mistrzostwu, były nieprzewidywalne.
„Kamyk” to thriller, który wciąga mimo wszystko od pierwszych stron. Styl pisania, którym posługuje się Powieściopisarka jest taki tajemniczy, sprawiający, że rozumiesz co czytasz, ale nie domyślisz się co będzie dalej. Za dużo ludzi i poszlak by dotrzeć do prawdy. Książka ta jest rewelacyjna - polecam!
*str. 256