Wbrew powyższej sugestii, wybrany zbiór tekstów Andrzeja Nowickiego jest w zasadzie spójny, szczególnie jeśli krytykę kościoła rozumiemy szeroko. „Atezim. Dzieła wybrane” to 7 struktur spisanych przez profesora w kilku dekadach powojennych. Tytuł, zaczerpnięty z ostatniego tekstu zboru, jest dość mylący dla całości. Filozof w swojej pracy skupiał się na mechanizmach władzy budowanych przez administrację watykańską, na analizie konfliktów między potrzebą duchowości a ułomną jej realizacją w zbiorowościach ludzkich. Prozelityzm jako walka z herezją, nepotyzm, konserwatyzm polityczny czy wreszcie wspieranie się omnipotencją Boga w przywoływaniu do porządku wiernych – to takie ‘meta-tematy’, które interesują Nowickiego. Niezależnie, czy krytykuje uwikłanie polityczne inkwizycji lub związki części kleru z faszyzmem, czy przypomina życie nowożytnych prekursorów ateizmu – Vaniniego i Łyszczyńskiego – zawsze szuka logicznego uzasadnienia dla mniej lub bardziej chwalebnych postaw ludzi. Zgrzytały w tym, z reguły ciekawym, przesłaniu marksistowskie wstawki, które były czymś więcej niż próbą uspokojenia cenzury. Choć ten akurat negatywny element książki można skorelować z przywołanym mechanizmem radzenia sobie przez Vaniniego z dekonspiracją przekonań, ale o tym niżej.
W zasadzie każdy tekst jest niezależny i można je czytać osobno, podobnie wypadałoby zrobić z ocenami. Wszystkie publikacje miały według mnie lepsze i słabsze partie. Porażająca była chociażby wyliczanka papieży z wieków XV-XVII, którzy z kurii rzymskiej zrobili nepotycznego potwora do napychania kieszeni krewnym. To taka ewidencja (str. 97-130) stanowiąca zapowiedź późniejszych publikacji Deschnera. Bratanek papieża zabija kardynała, 13-latek zostaje kardynałem, rodzina Barberinich za jednego papieża dostaje setki godności, itd. Nieco bardziej nieostre są analizy aktywności inkwizycji czy historyczny przegląd papieskiej niechęci do Polski i Polaków. Ponieważ autor nazywa Zachód ‘zgniłym imperializmem‘, to Kościół Katolicki w XX wieku staje się w takiej narracji lennikiem USA, głównie potentatów rodziny Morgan. Choć takie naiwne czarno-białe obserwacje powtarzają się raczej w tekstach starszych (str. 135,142,189,193), to są czymś więcej niż obowiązkowym wtrętem z epoki realnego socjalizmu. Bardziej strawnie i ideowo Nowicki przepracowuje w duchu dialektyki (z tą najlepszą według niego, czyli marksistowską) mechanizmy kulturowego wikłania się elementów oferowanej masom transcendencji, jej mitotwórczej atrakcyjności dla poszukujących duchowej pociechy. Sam filozof w zasadzie nie odrzuca wartości religii (np. str. 400). Raczej dokonuje jej ‘rozwarstwienia etycznego’ dostrzegając atrakcyjności polskiego kościoła, który przez wieki musiał zmagać się z zewnętrznymi naciskami (Watykan, cesarze niemieccy, Habsburgowie, zaborcy). Taki lokalny patriotyzm (czasami miałem wrażenie, że bliżej autorowi do polskiego katolika niż do niemieckiego ateisty) jest na swój sposób uroczy, frapujący i niepojmowalny. Ponieważ wśród filozofów Nowicki słynie z przypomnienia i dociekliwego zbadania przypadku dwóch wspomnianych outsiderów, to wytknięta przeze mnie warstwa uprawnianej przez niego dialektyki mogłaby być wpisana w bardzo ciekawy dekonstrukcję tekstów Vaniniego (str. 267-271). Może jeden przykład z całej litanii literackich uników, które Vanini stosował w swoich pismach, za które i tak zapłacił najwyższą cenę (str. 269):
„Gdybym nie został o tym pouczony przez Kościół, który jest najpewniejszą i nieomylną nauczycielką prawdy, to nie uwierzyłbym, że dusza jest nieśmiertelna.”
Najnowsze teksty o Łyszczyńskim i Vaninim (1987 i 1989) czyta się m.in. dobrze dlatego, że Nowicki w zasadzie nie miał już ‘za plecami peerelowskiej inkwizycji’. Dzięki przeprowadzonym analizom cytatów, jak powyższy, mógłbym parafrazować niektóre myśli autora z pierwszych dekad powojennych: ‘Gdybym nie wierzył w obiektywną przewagę marksizmu nad innymi systemami społeczno-politycznymi, to chętnie materializm rozumiałbym szerzej, w duchu osiągnięć nauki, a nie jego leninowskiej karykatury, a wtedy moje ostrze krytyki Kościoła miałoby inny charakter. ‘. Bardzo skrupulatne teksty, stanowiące niemal biografie Vaniniego i Łyszczyńskiego to solidne oskarżenie wobec instytucji stojącej na straży ortodoksji. Odtworzony proces polskiego szlachcica pokazuje wprost, jak polscy biskupi epoki baroku rozumieli demokrację i jak bali się zupełnie niszowego ruchu ateistycznego. Śmierć za poglądy była faktem, nawet jeśli dotyczyła przedstawiciela uprzywilejowanej warstwy społecznej.
Ostatni tekst „Ateizm” zasługuje na osobne potraktowanie. Jest próbą ogólnego pozbierania przekonań autora na relacje wiara-niewiara z perspektywy kulturowej i historycznej. Sama analiza konsekwencji i różnic dwóch zdań – ‘Powinniście odrabiać po trzy dni pańszczyzny na tydzień’ i ‘Według Boga powinniście odrabiać po trzy dni pańszczyzny na tydzień’ stanowi prowokację do ważnych obserwacji (str. 415-428), których siła powinna przemawiać i do nas. Nowicki poszukuje źródeł moralności w człowieku, jako autonomicznej jednostce, która czasem wspiera się zewnętrznymi ‘dźwigniami’ dającymi otuchę. Taki mechanizm nie byłby jeszcze taki zły. Filozof jednak opisuje ustrukturyzowaną przemoc, która wyrastając z pewnej oferty psychologicznego pocieszenia bywa politycznym batem na każdego, kto może być niewygodny. Chyba właśnie tak podsumowałbym sedno poglądów ucznia Witwickiego, Kotarbińskiego i Tatarkiewicza.
„Ateizm. Dzieła wybrane” to ciekawa oferta czytelnicza stanowiąca dopełnienie dla anglojęzycznego XXI-wiecznego nurtu ateistycznego. Wbrew moim obawom, Nowicki nie jest w swoich pismach doktrynerskim filozofem. Wychodząc z pozycji humanisty, szuka źródeł zjawisk religijności (stąd ciekawe obserwacje o mitologii z pierwszego tekstu), czasem dokonuje ciekawych usprawiedliwień na ułomności ludzi (jako chociażby racji stanu w konfrontacji z obcym imperializmem; choć nieco uszczypliwie wspomnę, że skrót ‘ZSRR’ przezornie u profesora się nie pojawia wcale), chętnie dyskutuje z lewicą katolicką (np. Garbriel Marcel czy Jean Lacroix). Jednocześnie, niemal podprogowo, ‘reklamuje’ ateizm jako pozytywną ofertę. Z nikim nie wojuje w swoich poglądach, choć daje solidne świadectwo osadzone w czytelnych poglądach. Może jeden adekwatny cytat do przemyśleń (str. 440-441):
„(…) od czasów Kanta, Hegla, Feuerbacha i Marksa wiemy, że nie ateizm, lecz teizm jest negacją polegającą na wyalienowaniu pewnych cech człowieka i przyrody w nieistniejące bóstwa, stąd ateizm jako przezwyciężenie religijnej alienacji ma charakter pozytywny.”
Książkę warto przeczytać chociaż raz. Nie jest to dzieło wybitne. Na szczęście swój ‘marksizm’ sam autor pomógł mi ‘ubrać w kontekst’ poprzez wspomnianą analizę formy stosowanej przez Vaniniego. Nieszablonowy język, perspektywa, sporo ciekawostek czasem zapomnianych, czasem wypieranych z obiegowych narracji – wszystko to dodaje całości świeżości, mimo upływu lat. Momentami chciałem dać niższą notę (czasem niemal 5, co by tekst w moich oczach degradowało do słabej książki, ale to byłoby nieprawdziwe wrażenie z całości).
DOBRE z dużym minusem – 6.5/10