,,Nigdy nie ocieraj łez bez rękawiczek. Miłość'' to książka do której w pewnym sensie trzeba dorosnąć – nie jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna. Nie jest pozbawiona wad. Nie jest też wygładzona i upiększona. Jonas Gardell nie prowadzi nas za rączkę i nie mówi ,,patrzcie, to jest złe, a to jest dobre''. Interpretację powieści zostawia czytelnikowi. I to, zważywszy na poruszany temat, jest naprawdę dobre. Tak samo jak jej niestandardowa konstrukcja stworzona z przeplatających się scen i retrospekcji.
Głównych bohaterów mamy tak naprawdę dwóch – Benjamina i Rasmusa. Obaj są młodymi homoseksualistami. Obaj dopiero wkraczają w dorosłe życie. Obaj poszukują miłości i bliskości, czegoś, co jeszcze nie tak dawno było zakazane – zrównane z chorobą psychiczną, wypaczeniem, wynaturzeniem.
Spotkają się przypadkiem, dzięki wspólnemu znajomemu, Paulowi. To pierwsza Wigilia, którą spędzą razem.
Szwecja lat osiemdziesiątych jest zupełnie innym miejscem, niż teraz. To miejsce niebezpieczne dla mniejszości seksualnych. I nie mówimy tu tylko o małych miejscowościach, ale również o Sztokholmie – jednym z największych miast.
To świat w którym widok mężczyzn trzymających się za ręce na ulicy jest nie do pomyślenia. To świat w którym można kogoś pobić za zbyt ,,ciotowaty'' wygląd bądź zachowanie. To świat w którym homoseksualiści tak bardzo wstydzą się tego, kim są, że boją się zaspokajać potrzebę bliskości w inny sposób niż szybko, cicho, anonimowo, po kryjomu, w najciemniejszym dostępnym miejscu, głęboko w nocy.
To również świat, który dopiero poznaje czym jest epidemia AIDS. Pierwsze doniesienia z Ameryki są bagatelizowane – w końcu to inny kontynent, prawda? Dodatkowo: dlaczego opinia publiczna miałaby się martwić czymś, co dotyka głównie (tylko?) homoseksualistów?
A, jak wiemy z perspektywy czasu, powinna się tym martwić. Bo jak śpiewała swego czasu Zemfira: ,,Ale ty masz AIDS, to znaczy, że umrzemy''.
Wzmianki o nowej, tajemniczej i przerażającej chorobie na którą nie ma lekarstwa pojawiają się z początku sporadycznie. Są gdzieś na obrzeżach, ciężko je zauważyć, łatwo przeoczyć. Potem stają się coraz wyraźniejsze, tak, że ciężko je ignorować. Aż w końcu pętla się zaciska. AIDS już tu jest.
Bardzo ciężką jest refleksja do której, prędzej czy później, dochodzi się w trakcie lektury ,,Nigdy nie ocieraj łez bez rękawiczek'' – opisywane zdarzenia nie miałyby miejsca gdyby społeczeństwo nie marginalizowało i nie potępiało osób o odmiennej orientacji seksualnej. To nie jest bowiem tak, że geje i lesbijki są osobami z natury rozpustnymi i wiodącymi lekkie życie. Oni po prostu szukali bliskości, chcieli ,,móc kochać kogoś, kto ich pokocha''. A że nie mogli tej podstawowej dla każdego człowieka potrzeby realizować w normalny sposób, po prostu spotykając się w miejscach publicznych, wybierając się na randki i spędzając wspólnie czas, to robili to w inny sposób. Tak, żeby nie rzucać się w oczy. Żeby nie było ich widać. Żeby nikt nie wiedział. W końcu nawet matka Rasmusa w pewnym momencie mówi, że ,,przecież nie jesteś tym, czym oni mówią'' gdy słyszy jak koledzy z wioski wyzywają jej syna od ,,pedałów''.
Przerażające jest również to, że opisywane przez Gardella wydarzenia działy się nie tak dawno temu. I że historia powoli zatacza koło, a pętla homofobii znowu zaciska się na różnych społeczeństwach. Nie tylko na naszym.