W Bośni nie ma celu, wszystkie drogi są na oko tak samo przygnębiające i bezsensowne, to błędne koło, nawet jeśli odnosisz wrażenie, że zmierzasz do przodu. Podróż przez Bośnię wymaga poczucia innego wymiaru. Najlepiej w wymiar własnej istoty. Bo patrzenie na bezsens mijanego kraju, może ranić, ale może być podróżą w siebie. W myśli, w teraźniejszość i poczucie własnej sprawczości. Tego próbuje na swoich bohaterach Lana Bastasic. A jak jej się to udaje?
Home to nie Bośnia. To zardzewiała kotwica w jakimś zapaskudzonym morzu. Aplikujesz sobie setną dawkę tężca, chociaż minęło już tyle lat...
Sara niepewnie stawia kroki po jeziorze pokrytym lodową taflą, mętnym i śliskim i ciągle nieoswojonym. Aż trafia na pęknięcie, którego jeszcze chwilę wcześniej nie było, a które nagle grozi załamaniem tafli. To jezioro to Dublin, pęknięcie powstało po telefonie. Odebrała, choć połączenie było z nieznanego numeru. Odebrała, choć nigdy tak nie robiła. Ten jeden raz zgłosiła się i... czasu nie da się cofnąć. Usłyszała jej głos i tafla pod stopami zaczęła pękać i szybko się powiększać. Głos Lejli, po niemalże dwunastu latach ciszy, odległości i zakopania przeszłości. Jedno słowo, jedno imię i cały syf wymieszany ze wspomnieniami ponownie wypłynął na wierzch. Sara staje w sytuacji pod ścianą, ale godzi się. Zawsze robiła to, co ona, Lejla chciała. Teraz też, ale obiecuje sobie, że to ostatni raz. Potem nie będzie nic. Że spłaci dług nie wiadomo czyj.
Że to ostatni raz.
I jedzie do Bośni, do Lejlii, do jej dawnej przyjaciółki, która ją zignorowała ostatnim razem. Ale była najlepszą koleżanką, jaką miała i teraz po tym telefonie... Trzeba zamknąć ten rozdział z nią, z nimi. Trzeba to raz na zawsze zakończyć.
Najpierw Mostar. Trzeba ją zabrać i ruszyć w kierunku Wiednia po brata Lejli, który lata temu zaginął bez śladu. Przypuszcza się, że go zabito, ale ciała nie ma do dziś, nic nie jest pewne, nic nie jest potwierdzone. Ruszą po brata Lejli, w którym kochała się Sara, co też zaważa nad tą okropną decyzją. Sara pojedzie z nią obok, jej autem, by to wreszcie skończyć, i by potem odwrócić się plecami i odejść. I by nie mieć już nic do czynienia z nią... Z tą, która była najlepszą przyjaciółką. Z tą, która była kiedyś, do czasu, gdy...
Jednak bycie razem w aucie na ograniczonej przestrzeni, wspólna jazda, rozmowy, krzyki, wytykanie i wzajemne wypominanie, ich zachowanie. To nie jest już to, co było. To nie jest nawet przyzwoite koleżeństwo. Wspólna jazda zamienia się w piekło, które osiada w duszy, spala serce i mózg. To patologiczna znajomość, która niszczy, doszczętnie rujnuje psychikę. Lejla wykorzystuje koleżankę, bawi się nią, kpi z niej i nic sobie z jej dobroci nie robi. Życie jej się należy, ot i tyle.
Ta powieść lawiruje między dwoma poziomami. Tym, co było podczas dorastania i tym, co jest teraz. Poznajesz je stopniowo, dowiadujesz się rzeczy, które po latach sklejasz i wyciągasz własne, czytelnicze wnioski. Autorka trzyma cię przy książce do samego końca. Relacja tych dwóch dziewczyn mierzi. Próbujesz odnaleźć się na miejscu Sary i wiesz, że kogoś takiego, jak Lejla nie zabrałabyś nawet na szybką kawę. To demon energetyczny, pasożyt, idiotka w kolorowych ubraniach, która ma tylko mocną gębę. I chyba z racji tego wewnętrznego wkurzenia na nią czytasz i nie możesz się oderwać. Przy okazji ciekawi cię koniec tej wiedeńskiej podróży i koniec ich. Co się stanie?
Niebywała powieść. Mocna. Daje do myślenia ale i otwiera oczy na ludzi, z jakimi mamy do czynienia. To powieść bez lukru, bez słodyczy, bez lawirowania. Jesteś gotowy?
#agaKUSIczyta