CHAOS 1 REDAKSZYN
Wydanie tej książki to żart. Objętościowo wydawać by się mogło - Autor ma dużo do powiedzenia. Wewnątrz - na siłę margines na pół strony. Bierzemy przykład od fabryki słów, gdzie książka gruba maksymalnie, a w środku wąska kolumienka tekstu. A do tego kolejny ficzers redakcyjny (to już chyba sam Autor) zdania O. konstruuje tak długie, że na końcu zapominam o czym był początek. Takie zlepki konstrukcji słownych bez większego znaczenia. I początkowo oprócz redakcji takie wrażenie: autorowi polecamy zapoznanie się z procesami fizjologicznymi zachodzącymi podczas śmierci człowieka i chwilę później. Żeby głupio nie wyszło. Znowu. Nieodparte i pozostające już do końca lektury wrażenie usilne - jakże nieudolnych prób zostania Żulczykiem. Pierwsze 50 stron do wyrwania od razu bo krew z oczu. Nieprzyjemność rozczarowania
CHAOS 2 IM DALEJ W LAS
Czytając (dalej) nie ślepniesz od świateł a od dramatycznie nieudolnych prób odtworzenia nihilizmu 40 letniego nieudacznika. Dużego chłopca droczącego się anonimowymi mailami z połowę od siebie młodszymi współpracownikami w gównianej firmie portalu plotkarskiego. (U Szamałka, choć to inna nieco literatura, taka "firma" miała sens fabularny, tutaj równie dobrze mogłoby to być miejskie przedsiębiorstwo komunikacji) Czy ta dekadencja tzw. "pisarzy młodego pokolenia" ustąpi kiedyś radości życia? Czy to teraz taka sztuka, żeby pisać jak jest źle i przykro i zimo i ciemno i do domu daleko? Się dowiadujemy dalej - sztuką jest gadanie w samochodzie o koszulkach robionych w Bangladeszu za osiem centów podczas jazdy na pogrzeb i całej tej okołofilozofii towarzyszącej temu. Następne strony przewracam i rozmowa bohaterów coraz bardziej przypomina mrozowskie pier&*lenie chyłki i rzucanie cytatami na lewo i prawo.
CHAOS 3 NADZIEJA, ŚWIATEŁKO, TUNEL
Zdarzają się jednak momenty, gdzie to postrzeganie rzeczywistości nieudolnie "żulczykowe" jest "po coś". Fabularnie po coś, bo przecież czytając powieść nie masz ochoty czytać wywodów 40 latka, który się obciął że może myśleć o tym co widzi, czyż nie? To są właśnie te chwile, gdzie podczas lektury miałem wrażenie że książka nie jest zła! Że sens ma jakiś!
Że to przestroga przed nihilistycznym i biernym poddawaniem się życiu. Przed braniem spraw takimi jakie są. Przed marazmem, stagnacją. Przed nic nie robieniem. Przed jakoś to będzie i przed płynięciem z prądem, bez uników. Ostrzeżenie. Jakby na początku książki wypisanie "nie rób tak", dwukropek i potem reszta książki. Pod tym względem dobrze. Smutno. Niekiedy refleksyjnie. I trochę do wyrzutu sumienia. Wjeżdża też emocjonalność w tą sensację czy już prawie thriller, choć na szczęście nie kryminał. I z tej emocjonalności czytać mi się to dalej chciało. Bo po ludzku było miejscami z tego zagubienia 40 latków. Być może jako człowiek z nutką romantyzmu w głowie lubię takie "prawie romantyczne" wstawki nawet w słabych książkach? Posibil. I po supernowej, gaśnie światło w tunelu, a ja rozbijam głowę, gdyż spostrzegawcze ostrzeżenia przed byciem nikim w swoim życiu nabierają ślepnącego od świateł przyszłych pozytywnych recenzji rozpędu i już znowu jest jak na początku. Ale nie ma Daria tylko weselny Max, nie ma Jacka tylko pijana i autodestrukcyjna miłość licealna (postać mam na myśli). Ogólnie to "pisanie" szalenie nierówno. Czy dziś już nikt nie czyta książek przed wydaniem?
CHAOS 4 DOMIESZKI, KONIEC
Po emocjonalności, romantyźmie tak wyczekiwanym przeze mnie, że będzie hepi end, lub jakaś jego mutacja a tu nagle: że nie uprawiają miłości bo jej nie ma między nimi. Autor dobrze by było gdyby czytał poprzedni rozdział przed następnego pisaniem. Chaos pod koniec wkrada się już nie tylko w redakcję, ale i w fabułę. Coś niemożliwego. Pojawia się także pytanie czy autor chcę zostać nowym Witkacem, bo strona po stronie płot twisty były raczej sugestią obecności substancji psychoaktywnych działających na synapsy piszącego niż zręcznie skrojoną fabułą. Rodzice to umierają to zmartwychwstają. I wplatanka jak z filmu Krol. Ku*wa! U Mroza dopiero były Demony Wojny, tutaj Krol. Ktoś wam te książki seryjnie od sztancy pisze, czy fabuła z generatora jakiegoś? Ktoś coś?
Ostatecznie historia zła nie jest, pomysł na nią zły nie jest. Ale to tak jak z przepisami. Gotowe danie różnie różnym ludziom wychodzi. Tutaj za mało przemyślenia konstrukcji, zlepki wyplutych pomysłów poukładanych w sposób co najmniej chaotyczny. Ja myślałem, że organek skoro pieśni ma niezgorsze to i napisze dobrze. A tu o. Głupi Ja.
28.05.2019 r.