Od dłuższego czasu miałem chęć na klasyczne fantasy. Takie w stylu: nieustraszeni wojownicy, źli magowie, przebiegłe królowe, do tego jakieś elfy, krasnoludy - smoki też nie byłyby od rzeczy, więc kiedy zobaczyłem okładkę "Ceny milczenia", tych jeźdźców o zaciętych twarzach, szarżujących wprost na czytelnika z uniesionymi mieczami, na tle majestatycznych szczytów, stwierdziłem, że bogowie dają mi znak. Problem w tym, że znaki bogów też trzeba umieć prawidłowo odczytać ...
... szczególnie, gdy opis wydawnictwa zamieszczony z tyłu okładki (i wszędzie w internecie) okazuje się tyleż zachęcający co lakoniczny, chociaż fakt, że z opisu niewiele wiadomo, to jeszcze pół biedy, całą biedą okazało się, że tenże opis absolutnie nie przystaje do treści książki. Owszem, w "Cenie" faktycznie jest jakiś kanion, nawet na mapie świata z tyłu książki został oznaczony, sęk w tym, że nie występuje jako miejsce akcji żadnego z opowiadań... Tak, opowiadań, to jest drugi problem z opisem/nieopisem -Cena milczenia, to zbiór opowiadań (siedmiu), o czym również wydawnictwo zapomniało wspomnieć. Opowiadania (oprócz jednego) są powiązane ze sobą fabularnie, chociaż nie do końca, o czym później.
Zazwyczaj jak ognia unikam opisywania treści książki, tak w tym wypadku czuję się do tego niestety zobowiązany.
Punktem wyjścia akcji jest niefortunny eksperyment czarowników, w wyniku którego w powietrze zostaje wysadzona wyspa Farven, a powstałe przy okazji tsunami zalewa całkiem spory kawałek świata, zaś nasz główny bohater, najemnik Wernar, zyskuje super moce - coś na kształt nieśmiertelności. Czarownicy zostają wygnani, a Wernar, jako że nie ma nic lepszego do roboty, bo wszyscy jego towarzysze giną we wspomnianej wyżej katastrofie, dołącza do magików w roli ochroniarza. Warto dodać, że w wyniku powyższego wypadku, miejsce czarodziejów, jako "wiedzących" na królewskich dworach, zajmują inżynierowie, którzy - jak dowiadujemy się z opisu - "parą i ogniem wprowadzają świat w przyszłość"... znowuż, tak jak w przypadku kanionu - coś jest w opisie, natomiast brak tego w treści, bo ci rzekomi inżynierowie w książce nie "inżynierują", próżno też w "Cenie" szukać jakiegoś konfliktu między nimi a czarodziejami.
Drugim drugą osią fabularną opowiadań są przygody Rotmistrza Hakarda. Niesłusznie skazany na banicję Hakard zostaje zesłany do zapomnianego przez boga i ludzi garnizonu kompanii pościgowej gdzieś na krańcu świata. Nasz rotmistrz próbuje zaprowadzić w swojej dziedzinie rządy prawa i sprawiedliwości, których to rządów okoliczni mieszkańcy mają po dziurki w nosie, i tak jak Wernar sprzymierza się z czarownikami, tak Hakard działa na rzecz inżynierów.
Spodobał mi się styl Jakuba Pawełka. Widać, że autor mocno inspirował się Sapkowskim i Sienkiewiczem, bo opowiadania przesiąknięte są rubasznym humorem, scenami pojedynków, walki i pijatyk - jednym słowem duch przygody pełną gębą, przy czym szare komórki czytelnika nie zostaną podczas lektury zbyt mocno nadwyrężone. Sam świat przedstawiony wykreowany przez Pawełka, jest ciekawy i chociaż nie odbiega od gatunkowych schematów, to pozwala się wczuć w klimat opowiadań, z których chyba najbardziej przypadło mi do gustu tytułowe "Cena milczenia" i ostatnie "Wyższy cel", natomiast za najsłabsze uważam dziwne "W odmętach lazuru" i umieszczone na siłę, nie mające nic wspólnego z resztą książki: "Jeszcze przywitamy słońce".
Podsumowując Cena milczenia powinna nazywać się Cena zmarnowanego potencjału, bo Jakub Pawełek naprawdę potrafi pisać, ale ewidentnie zabrakło mu (albo wydawnictwu) pomysłu na ten zbiorek. Większość wątków jest nieskończonych, urwanych w połowie, jakby autor chciał wydać to co ma w tej chwili napisane, byle szybciej i niestety książka całościowo na tym traci. Mimo wszystko polecam Cenę milczenia, bo to kawałek fajnego rozrywkowego fantasy.