Lato, lato, lato czeka! Lato i wakacje. Pachnące słońcem powietrze, górskie szczyty i piaszczyste plaże. Nikt na nie tak bardzo nie czeka jak uczniowie. I nauczyciele. Nauczyciele bardziej, wierzcie mi. A że do wakacji jeszcze całe 1,5 miesiąca, pogoda zupełnie niewakacyjna, to niech chociaż lektura będzie letnia.
Z wakacjami zawsze kojarzą mi się książki Małgorzaty Musierowicz: "Ida Sierpniowa", "Brulion Bebe B.", "Nutria i Nerwus" i "Córka Robrojka". Akcja wszystkich z nich rozgrywa się w lecie. Jako uczennica i studentka co roku musiałam sięgnąć po przynajmniej jedną z nich, żeby poczuć, że to już, dwa miesiące wolnego! Przyznaję się jednak, że od tego czasu minęło z 15 lat i dawno już nie zajrzałam do tych powieści. Ogólnie do literatury młodzieżowej nie zaglądałam za często, poza lekturami. Ale teraz sytuacja się zmieniła, bo mam w domu dwunastolatkę. Która na dodatek niespecjalnie lubiła czytać. Sama z siebie przeczytała serię Emilii Kiereś i może coś Astrid Lindgren. Aż tu nagle przychodzi i każe sobie kupić jakieś najnowsze czytadła. Matka o mało się nie opluła kawą, tak się spieszyła, żeby zamówić, zanim zmieni zdanie. No i matka kupiła. A potem kolejne. I kolejne. I jeszcze kolejne. Wysłałam dziecko do biblioteki, ale to nie to samo, po matce lubi gromadzić książki. I wreszcie czyta! Wręcz połyka, na okrągło. Co z tego, że literaturę nie najwyższych lotów. Ja też czytałam w jej wieku serię "Nie dla mamy, nie dla taty, lecz dla każdej małolaty", a potem gust mi się wyrobił. Teraz postanowiłam sprawdzić wreszcie, co to moje dziecko czyta.
I, moi drodzy, wcale to nie jest taka kiepska literatura! Przede wszystkim czyta się to bardzo dobrze i bardzo szybko, a to zawsze dobry początek. Szesnastoletnia Belly razem ze starszym bratem i mamą jak co roku jedzie do letniego domu Susannah, przyjaciółki jej mamy, gdzie nad oceanem spędzają dwa wakacyjne miesiące. Susannah ma dwóch synów starszych od Belly, Jeremiah jest jej najlepszym przyjacielem, a Conrad jej wielką miłością. Wydawałoby się, że historia prosta i banalna. Wcale nie. Przede wszystkim opowiadanie Belly, narratorki, jest niebanalne. Na pozór panuje nad emocjami i się z nimi nie obnosi, za to w środku buzuje, jak w każdej nastoletniej duszy. To skupienie na sobie, życie pierwszymi miłościami, pocałunkami i randkami, uczenie się rozumienia własnych emocji i radzenia sobie z nimi. Autorka nie sili się na egzaltację i tanią psychologię, pisze bardzo prosto i chyba dlatego tak dobrze jej to wychodzi. Czasem męczyły mnie przeżycia dziewczyny, przyznaję, ale trudno, żeby nie było ich w książce pisanej w pierwszej osobie.
Powieść nie jest komedią, pojawiają się tam też bardzo trudne sprawy i problemy, z którymi muszą się zmierzyć bohaterowie. I to też jest bardzo prawdziwe. Nastrój tam panujący jest nostalgiczny i melancholijny. W zderzeniu z szesnastoletnią bohaterką może się to wydawać zabawne, w końcu co o prawdziwych dramatach można wiedzieć w tym wieku, ale o ile dobrze pamiętam, to właśnie wtedy każdy problem wydaje się końcem świata. A problem, z którym mierzą się bohaterowie powieści, jest rzeczywiście końcem świata, który znają.
"Tego lata stałam się piękna" nie jest arcydziełem, ale jest naprawdę niezłą książką dla nastolatek. Albo ich mam, żeby miały o czym rozmawiać z córkami. Albo nauczycieli, którzy już bardzo tęsknią za wakacjami.