Wspaniała rodzina Sinclairów, w której nikt nie jest przestępcą, narkomanem czy nieudacznikiem – jak sama Cadence pisze w powitaniu. Lecz niektórzy z nich są łgarzami. Dlaczego? Co ich do tego skłoniło? I czego nie może sobie przypomnieć Cady po wypadku, którego doznała piętnastego lata na wyspie?
E. Lockhart jest amerykańską autorką głównie powieści młodzieżowych. Urodziła się w 1967 roku, w Nowym Jorku. Jedną z jej najbardziej znanych książek jest The Disreputable History of Frankie Landau-Banks, nie wspominając już o Byliśmy łgarzami (ang. We Were Liars), która na Goodreads otrzymała już prawie 123 tysiące ocen od zaledwie roku. Niestety w Polsce, tylko ona została wydana.
Nie jest to idealna książka. Dziwię się tak entuzjastycznym słowom Johna Greena na okładce książki, bo jego Gwiazd naszych wina była bardziej „Wciągająca, piękna i diabelnie inteligenta.”. I to właśnie jego tytuł pamiętam bardzo dobrze od niemal już dwóch lat. To jest po prostu dobra, młodzieżowa powieść, ale nic poza tym. Z pewnością mogłaby być o wiele lepsza. O wiele. I szkoda, że jej potencjał nie został wykorzystany.
Zacznijmy może od tego, że Byliśmy łgarzami strasznie się dłuży. Zapewniam Was, że gdyby nie zaskakujący koniec książki, z pewnością dostałaby ode mnie gorszą ocenę. Czekałam na coś ciekawego, co by wreszcie ruszyło w jakiś sposób akcję (i przy okazji mnie), i czekałam, i czekałam... I się doczekałam. Ale dopiero na 221 stronie z 256. A to stanowczo za późno. A do tego dodajmy koniec, który nadchodzi stanowczo za wcześnie, bo autorka zostawia czytelników z niczym. Z suchym zakończeniem, które mogło zostać jeszcze dalej poprowadzone. Nie dowiadujemy się nic, co będzie dalej, jakie są skutki tego wydarzenia, jak dalej potoczy się życie głównej bohaterki.
Na uwagę zasługuje cały wątek rodziny Sinclairów. Prawdziwie amerykańskiej, dobrze urodzonej, bogatej, najmądrzejszej, najpiękniejszej i najprzystojniejszej (i nie wiadomo jakiej jeszcze). Głowa rodziny niczym król na swojej wyspie, stojący na jej czele i córki walczące o spadek niczym o tron dla siebie i swoich dzieci. Ale nie tylko to ich zajmuje, bo jak się okazuje każdy ma swoje problemy, które są spowodowane hierarchią zasad, ustanowionych przez lata pokoleń (a może panowania) przez klan Sinclairów.
Trudno powiedzieć coś o bohaterach, bo niestety nie zostali oni dobrze wykreowani, jednak na uwagę – oprócz Cadence – zasługuje również Gat. Nadal nie wiem do końca dlaczego, ale to właśnie jego – jeśli już miałabym wybierać – najbardziej polubiłam. Może przez to, że był inny, nie przesiąkł sinclairowością i odbierał świat na swój sposób. Próbował zagłębiać się w istotne tematy, które innych nie obchodziły albo nie chciały, żeby ich obchodziły, bo pragnęli żyć w swoim wyidealizowanym i hermetycznie zamkniętym środowisku.
Zarys zagadki ukazuje się dopiero pod koniec. Przez pierwsze strony powieść Lockhart wydaje się być zwykłą powieścią młodzieżową bez jakiegoś szczególnego polotu. Gdyby nie to, że o domniemanej zagadce i dreszczyku emocji wiedziałam, nie czekałabym na niego z taką niecierpliwością.
Muszę przyznać, że podobały mi się bajki/przypowieści Cadence. Sama je uwielbiam, bo są nieodłączną częścią mojego dzieciństwa, więc każde nawiązanie do nich w książkach mnie cieszy. Tak było i tym razem, bo właśnie nimi Cady przedstawiała w skrócie różne historie swojej rodziny, a na pierwszy plan wysuwa się historia o królu, trzech córkach i smoku ze strony 67. A morał z tej bajki daje do myślenia. Aż za bardzo.
Przez cały czas zastanawiam się, co by napisać o stylu autorki. Fakt, nie jest on rozbudowany i niesamowity. Tekst jest prosty w odbiorze, pisany krótkimi, nierozbudowanymi zdaniami, które czasami żyją własnym życiem. Niektórych może to irytować, dla mnie nadawało to jakiejś tam odmienności powieści. Przypadło mi do gustu to, jak Cady opisywała swoich przyjaciół. To również nadawało tego „czegoś”.
Z Byliśmy łgarzami mógł wyjść naprawdę fajny thriller młodzieżowy. Ale niestety nie wyszedł. E. Lockhart miała dobrą podstawę do napisania ciekawej historii, ale zgubił ją jeden samotny główny wątek, który nie nadawał żadnej dynamiki przez pierwsze cztery (z pięciu) części książki. A szkoda, bo mogło się tam dziać dużo więcej. Spędziłam z nią naprawdę fajnie ten czas, ale wiem, że mogło być o wiele lepiej.