„Na świecie zdarzają się tak straszne rzeczy, że nikt nie ma sił, aby o nich słuchać. Ale ktoś musi ich doświadczać”
Ira jest dwudziestoletnią seryjną morderczynią. Jej dzieciństwo zostało brutalnie odebrane. Dlatego postanawia, że rozpocznie terapię. Jako terapeutkę wybiera Clarissę, która jest znana w całej Finlandii. Clarissa jest przekonana, że tylko ona może uratować swoich pacjentów. Kiedy drogi Iry i Clarissy się przecięły, zaczęła się gra, w której nie obowiązują żadne zasady.
Książka zaczęła się tak, jak się spodziewałam. Ira zabiera nas na miejsce zabójstwa i towarzyszymy jej w morderstwie. Stopniowo zagłębiamy się w historię nie tylko Iry, ale też Clarissy i innych postaci. Pod koniec książki okazuje się, że wszystko jest nie tak, jak myśleliśmy. Wszystko jest zupełnie odwrotnie.
Zdecydowanie polecam tę książkę fanom literatury skandynawskiej oraz thrillerów psychologicznych. Ta książka do doskonały przykład zarówno jednego, jak i drugiego gatunku. Autorka świetnie je ze sobą połączyła i napisała opowieść niejednoznaczną. Jestem pod ogromnym wrażeniem tej książki. Tym bardziej że jest to debiut! „Podążaj za motylem” to niesamowicie skonstruowany thriller psychologiczny.
Martta Kaukonen utkała gęstą siec kłamstw i niedopowiedzeń. Przez całą książkę wodziła nas za nos i wyprowadzała w pole. Podrzucała fałszywe tropy i kazała nam wierzyć w to, co pisze, żeby za chwilę zrzucić prawdziwą bombę i wywrócić wszystko do góry nogami. I po chwili pojawił się kolejny plot twist i kolejny. Ostatnie sto stron to dosłownie jazda bez trzymanki. Tę końcówkę czyta się z zapartym tchem. Nie można się od niej oderwać. Ja dosłownie obgryzałam paznokcie z nerwów!
Ostatnio mam szczęście do czytania książek z postaciami nieoczywistymi, bardzo oryginalnymi. I tak też było w przypadku tej książki. Żadna z postaci, która pojawia się w książce, nie jest tym, kim wydaje się na pierwszy rzut oka. Autorka zbudowała postacie nieoczywiste, trójwymiarowe i żywe. Z każdym kolejnym słowem poznawaliśmy ich coraz bardziej. Zagłębialiśmy się w ich psychikę. W ten brud, który ich oblepia. I który przenosi się na nas.
Jednocześnie autorka bawi się naszymi emocjami i uczuciami. Z jednej strony Ira wydaje się zła do szpiku kości. Po chwili współczujemy jej całym sercem. Uroniłam nawet łzy nad jej losem. Ból Iry przesiąka na nas z każdym przeczytanym słowem. Jej niemoc i cierpienie dosłownie staje się naszym cierpieniem. A żal i smutek zaciska nasze gardło z każdą przeczytaną stroną.
„Wszystko było wyłącznie moją winą, nikt inny się do tego nie przyczynił. Zasłużyłam na całe zło, jakie mi wyrządzono, to wydawało się oczywiste”.
I tak jest z każdą postacią, która się pojawia w „Podążaj za motylem”. W pewnym momencie już sama nie wiedziałam, co myśleć. Kogo lubić, kogo nienawidzić. Komu współczuć, a komu wierzyć. Książka głęboko wryła się w moją psychikę.
Już dawno żadna książka tak mnie nie zaangażowała. Żadna nie wzbudziła we mnie tylu skrajnych emocji. Dawno żadna książka nie wyzwoliła ze mnie tyle bólu i cierpienia. Zdecydowanie będę do niej wracała, aby na nowo odkrywać to, co autorka chciała nam przekazać.
„Każdy człowiek posiada tożsamość. Ja nie miałam elementów budujących jaźń. Byłam niezapisaną tablicą, beczką dudniącą pustką. Sama musiałam stworzyć swój wizerunek”.