Na początek kilka słów wyjaśnienia dotyczącego kaluki:
„Tym, którzy nie znają tej gry, należy się wyjaśnienie, że kaluki to ulubiona przez Żydów – wszędzie tylko ci Żydzi, Żydzi i Żydzi – odmiana remika, przy czym jej atrakcyjność (chociaż nie każdy Żyd zgodzi się z tą opinią) polega dla Żyda na tym, że ze swej natury skłania ona grających do sporów i polemik. Nie byłem pewien, czy matka na pewno powinna wołać gromko »Kaluki!« po wyłożeniu swoich kart, ale wydawało mi się, że na tym właśnie polega radość z tej zabawy i że nie chodzi właściwie o samą grę, lecz przede wszystkim o dyskusje o tym, jak i w jakim duchu należy w nią grać. Niektóre nasze wieczory kaluki okazywały się wielkimi sukcesami towarzyskimi, chociaż nie rozgrywano podczas nich ani jednej partyjki. »Dobra gra to szybka gra«, powiadał ktoś na przykład, a ustalenie, co to znaczy »szybka«, zajmowało zebranym resztę wieczoru”*.
Bohaterem i narratorem jest w książce Maxie Glickman, który – zanim stał się znany i uznany jako autor komiksów – pracował dla wydawcy gejowskiej literatury erotycznej. Opowiada on o życiu swoim, rodziny i przyjaciół oraz o wszelkiego typu problemach, które nierozerwalnie wiążą się z prostym pozornie stwierdzeniem: jestem Żydem. Jest tu także miejsce na tragedię, kryminalną tajemnicę, historię zakazanego romansu i kilkanaście innych wątków.
Ojciec Maksiego – bokser, który musiał zrezygnować z kariery, bo mu wiecznie krew leciała z nosa – nie był Żydem religijnym, a wprost przeciwnie – wojującym ateistą. Całe życie starał się uwolnić od emocjonalnego ciężaru sztetla gdzieś w Europie Wschodniej. Pragnienie to przekazał synowi, ale wygląda na to, że i jemu sprawiało to ogromne problemy i, pomimo urodzenia i wychowania w Anglii, nie bardzo się udało.
„Chyba jednak trochę przesadziłem ze swoim żydostwem, bo ostatnio zastanawiała się przecież, dlaczego ciągle muszę wyglądać jak Żyd.
- Bo ja, do kurwy nędzy, jestem Żydem – przypomniałem jej.
- Przez cały czas?
- W każdej pierdolonej chwili.
- Przestań przeklinać – powiedziała.
- Przestanę przeklinać, kurwa, kiedy przestaniesz mnie pytać, dlaczego ciągle wyglądam jak jebany Żyd.
- Dlaczego z tobą o wszystko trzeba się wykłócać? Dlaczego nie możesz powstrzymać się od przekleństw i przestać wyglądać na Żyda?
- A co ja mam zrobić, kurwa mać? Iść na operację plastyczną nosa? […]
- Świetna myśl – odpowiedziała w końcu. – Amputuj sobie nos”**.
Żydostwo i wszystko, co się z nim wiąże jest problemem stale obecnym w życiu bohatera i jego zwariowanych krewniaków, w rozmaity sposób przeszkadza mu w życiu, komplikuje je i, choć miewa to często aspekty zabawne, śmiać może się z nich czytelnik, ale nie jestem pewien, czy Maxie…
Howard Jacobson (urodzony w 1942 roku w Manchesterze angielski rysownik i autor kilku książek) potrafi w sposób zupełnie niesamowity przejść w jednym akapicie od tematów bardzo poważnych do groteski, a nawet splatać je w całość, pozostawiając czytelnika oszołomionego i zadającego sobie pytanie, czy miał do czynienia z typowym humorem brytyjskim, którego naczelną zasadą jest: „tylko nie nazbyt poważnie!”, czy z perełkami typowo żydowskiego humoru, czy może „tylko” z wirtuozerią językową Jacobsona.
„Od wyglądania jak Żyd można się w końcu porzygać, podobnie jak od tego, że ludzie patrzą na ciebie jak na Żyda. Ciekawie byłoby się więc przekonać, jak to jest nie być zaszufladkowanym na zawsze. Oni – goje – zawsze dziwnie nam się przyglądają, bez względu na to, czy chcą nas skrzywdzić, czy nie. Żyd zawsze wzbudza w nich jakieś oczekiwanie, jak gdyby miał gotową odpowiedź na swój temat, na dobre i na złe – odpowiedź na pytanie, którego oni nie bardzo potrafią postawić. Więc byłoby fajnie przestać być wreszcie powodem takich reakcji. I – ponieważ w istocie Żyd nigdy nie ma dobrej odpowiedzi na żadne pytanie – miło byłoby nie sprawiać im więcej zawodu. Myślałem, jak by to było, gdybym nie czuł, że rozbudziłem cudzą ciekawość, której nie potrafię zaspokoić. Może wtedy wstawałbym rano szczęśliwy, a nie odrzucony i wkurwiony. Może znalazłbym większy rynek zbytu dla moich rysunków. Może wtedy życie z moją hitlerowską, nieczułą jak pogrzebacz żoną układałoby mi się nieco lepiej. Podobno mężczyźni z mniejszymi nosami robią lepsze minety. Ale po prawdzie najlepsze minety na świecie robią Żydzi, i to właśnie dlatego, że tymi swoimi wielkimi nosami drażnią to, co trzeba, choć z drugiej strony należy przyznać, że w zasadzie nie jest to mineta. A zatem być może, nie rozdzielając już dalej włosa na czworo, po operacji plastycznej robiłbym gorsze minety. Nad tym też powinienem był się zastanowić. Tak, każę sobie obciąć nos i zrobię tej dziwce na złość”***.
Zbyt wiele wulgaryzmów – jak na mój gust. Niektóre sprawiają wrażenie jakby doklejonych na siłę. Poza tym - oczywiście mogę się mylić, oryginału nie widziałem - mam wrażenie, że tłumacz stosował często i bez potrzeby „twarde”, ordynarne ich wersje zamiast możliwych nieco lżejszych.
Książka zdecydowanie warta przeczytania.
---
* Howard Jacobson, „Wieczory kaluki”, przeł. Maciej Świerkocki, wyd. Cyklady, 2008, str. 21.
** Tamże, str. 35.
*** Tamże, str. 37.