Nie wiem, czy też macie swoje ulubione części serii, ale ja w każdej książkowej sadze mam swojego „faworyta”. Mimo że uwielbiam całą serię o Harrym Potterze, to „Czara Ognia” najbardziej skradła moje serce. To część, w której Harry musi się zmierzyć nie tylko z własnymi lękami, ale też faktycznym zagrożeniem ze strony sił ciemności. Wśród fanów panuje teoria, że to od „Czary Ognia” zaczyna się ta mroczniejsza część całej sagi. Choć nie jest tak „mroczna”, jak kolejne trzy części, to może właśnie ten stan „pomiędzy” jest tym, co najbardziej mnie w tej książce urzeka. Choć, oczywiście plusów tej części jest o wiele więcej.
W tym roku spotykamy się z Harrym podczas finału Mistrzostw Świata w quidditchu, na który wybrał się ze swoimi przyjaciółmi, Hermioną i Ronem, oraz jego rodziną. I już na samym początku zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Na nocnym niebie ktoś wyczarowuje Mroczny Znak, symbol Lorda Voldemorta, a robi to przy pomocy różdżki Harry'ego. Nie mówiąc już o okrutnych zabawach, jakie wyprawiają niezidentyfikowani czarodzieje w maskach. Do tego, od pewnego czasu, Harry miewa podejrzane i bardzo realne sny z Voldemortem w roli głównej, a towarzyszą im bóle blizny, którą ma na czole, jako pamiątkę po przeżyciu morderczego zaklęcia.
Jeśli już o zaklęciach mowa, to profesor Moody, na którego wszyscy mówią Szalonooki, nowy nauczyciel obrony przed czarną magią, dobitnie uczy swoich uczniów, czym są i na czym polegają tak zwane zaklęcia niewybaczalne – Imperius, Cruciatus i Avada Kedavra. Jego metody są dość kontrowersyjne, lecz większość uczniów zdaje się być nimi zachwycona. Harry ma jednak na głowie inny problem. Został wybrany jako czwarty zawodnik do Turnieju Trójmagicznego, jaki odbywa się w Hogwarcie. Problem w tym, że Harry nie wrzucił swojego nazwiska do Czary Ognia. Ktoś jednak najwidoczniej to uczynił, i według profesora Dumbledore'a, Syriusza Blacka – ojca chrzestnego Harry'ego, a także Hermiony, zrobił to po to, aby narazić go na niebezpieczeństwo. Jednak sędziowie Turnieju, w tym Dumbledore, uważają że jeśli tak już się stało, to został zawarty silny magiczny kontrakt i Harry musi wystąpić w Turnieju. Staje więc do trzech zadań u boku trzech innych reprezentantów – Fleur Delacour z Beauxbatons, Wiktora Kruma z Durmstrangu, oraz Cedrika Diggory'ego z hogwarckiego Hufflepuffu. A warto wspomnieć, że jako najmłodszy z całej czwórki, ma najtrudniejsze zadanie.
Harry i jego przyjaciele nie mają też łatwego życia dzięki pewnej bardzo wścibskiej reporterce „Proroka Codziennego”, Ricie Skeeter. Tu warto wspomnieć, że Rita jest bardzo barwną postacią, jak już wspomniałam, wścibską, bezczelną i zadziorną. Zdaje się, że ma za nic innych, a liczy się dla niej tylko dobry temat. Rita, pisząca swoje artykuły magicznym samopiszącym piórem, płodzi bardzo jadowite teksty, które prawie całkowicie mijają się z prawdą. Lecz czym jest prawda dla dziennikarza, pragnącego rozgłosu? Istnieje teoria wśród fanów Harry'ego Pottera, mówiąca że Rita Skeeter to książkowy odpowiednik samej J. K. Rowling. Nie wiem na ile jest to prawda. Sama bowiem kiedyś czytałam, że autorka wspominając w jednym z wywiadów o jej postaci, posłużyła się w książce prawdziwą napotkaną reporterką, przez którą najadła się wielu stresów. Jakby nie było – Rita Skeeter to według mnie jedna z najbarwniejszych postaci, jakie pojawiają się w całej serii.
Wracając do Harry'ego, dzięki trzem zadaniom, będzie musiał stanąć nie tylko przed niebezpiecznym i nieznanym, ale także przed rozterkami natury moralnej. Uważam, że to właśnie w tej części Harry dojrzewa psychicznie i kształtuje swoje wnętrze, porządkując wartości tak, by do końca pozostać prawym. Do końca, nie tylko Turnieju Trójmagicznego, ale także po jego zakończeniu, gdy przyjdzie mu się zmierzyć z czymś o wiele groźniejszym niż smoki, trytony i sklątki tylnowybuchowe Hagrida. Wtedy będzie musiał spojrzeć w oczy swoim lękom i zadać sobie pytanie – co jest ważniejsze: honor, prawość i odwaga; czy łatwe poddanie się bez walki temu, co wydaje się nieuniknione?
„Harry Potter i Czara Ognia” to książka pełna przygód i wyzwań, ale także, jak zwykle u Rowling, humoru i nadziei, że siły ciemności, nie ważne jak potężne, nie są w stanie zniszczyć tego, co najważniejsze. Bo czy zagrożenie utraty życia, lub faktyczna śmierć, potrafią odebrać nam to, co stanowi o naszym człowieczeństwie? A może są siły silniejsze, niż te, które niszczą?