[Współpraca z wydawnictwem Znak Koncept]
Naiwnie wierzyłam, że kobiety w dawnych czasach, choć miały dużo na głowie, nie musiały martwić się, chociaż o kompleksy. Myślałam, że wszelkie niedoskonałości urody, były bardziej akceptowalne niż w obecnych czasach. Nie było przecież Kardashianek, a influencerki nie narzucały nierealnych kanonów piękna.
Jakże się myliłam!
Kto był odpowiedzialny za kompleksy ówczesnych kobiet?
W którym wieku wymyślono krem do depilacji?
Czym malowano brwi?
Co ma wspólnego czarownica z kremem na zmarszczki?
Odpowiedzi na te i wiele innych pytań znajdziecie w „Jak być renesansową kobietą". Autorka przy pomocy wielu anegdot z życia kobiet przedstawia historię piękna (i nie tylko) podpartą faktami.
Książka napisana jest w bardzo rzetelny sposób. Z tyłu znaleźć można mnóstwo źródeł, także internetowych, z których czytelnik może skorzystać.
Ponadto książka opatrzona jest zarówno czarnobiałymi rycinami, jak i posiada kolorową wkładkę z obrazami, o których mowa w książce.
Styl autorki, choć mówi o historii, jest lekki i przyjemny. Potrafi zaciekawić czytelnika. Wybrane przez nią opowieści i postacie są barwne i wartościowe. Przytoczone anegdoty angażują czytelnika, a dobór rozdziałów również sprawia, że lektura jest czystą przyjemnością.
Podtytuł „Nieopowiedziana historia piękna i kobiecej kreatywności” słusznie sugeruje, że podczas czytania zagłębimy się w urodowe problemy naszych przodkiń. To jak kreatywne były kobiety w XV i XVI w. mocno mnie zaskoczyło. Potrafiły stworzyć coś z niczego, walczyły o swoje prawa na różne sposoby – także poprzez eksperymentowanie z urodą i zagłębianie tajników „kosmetologii".
Autorka zadbała o to, aby przedstawić nam naprawdę bogaty zbiór wiadomości na temat tego, jak kobiety radziły sobie z higieną, dbaniem o urodę oraz podążaniem za kanonem piękna w tamtych czasach.
Zapewne wiecie, że niektóre ze stosowanych przez nich kosmetyków zawierały trujące substancje, takie jak ołów, arszenik czy azbest. Czy wiedziały o tym, jak toksyczne były to produkty?
Dzięki lekturze dowiadujemy się, co kobiety robiły z niechcianym owłosieniem, jakim zabiegom powinna poddać się panna młoda, a także, w jaki sposób zrobić korektę nosa.
Ponadto autorka w ostatnim rozdziale zebrała przepisy na przeróżne mazidła, które stosowały kobiety renesansu. Mało tego, sama je wypróbowała, zamieniając oczywiście niektóre produkty na te bardziej współczesne (np. łój barani na olej kokosowy). Jest to nie lada gratka dla czytelnika, gdyż mając chęci, może sam pokusić się o stworzenie własnego kremu pod oczy, czy balsamu do ust.
Historia nie jest moim konikiem, zawsze trudno było mi przyswoić wiedzę z tego przedmiotu. Dlatego cieszę się, że powstają książki, które pozwalają dowiedzieć się czegoś na temat życia naszych przodkiń, w przystępny, a zarazem ciekawy sposób.
Serdecznie polecam!