"Absolwent", ten tytuł, bardziej kojarzył mi się z filmem czyli adaptacją powieści Charlesa Webba. Tytułową rolę zagrał Dustin Hoffman. Partnerowała mu Anne Bancroft, znana z innego przeboju Hollywood - "Człowieka słonia". Polecam oba filmy, tak na marginesie. Jednak w tym artykule zajmujemy się książką.
Benjamin kończy studia i wraca do domu. W nagrodę za bardzo dobrą naukę dostaje od rodziców samochód. Chłopak nie jest zadowolony z tego co ma. Nie chodzi tylko o samochód. Odrzuca stypendium, oferty pracy, znajomych i kolegów. Mierzi go dotychczasowe życie i uznaje, że sensowniej niż robić coś pożytecznego jest siedzieć całymi dniami nad basenem, a nocami przed telewizorem. W końcu Benjamin pewnego dnia wyruszył w podróż. Wrócił z niej jeszcze bardziej rozczarowany, jeszcze bardziej sfrustrowany. ( Nazywam to tajemnicą życia Benjamina. Wszyscy wiedzą jaki Benjamin jest, ale udają że tego nie widzą)
Po powrocie z "wycieczki - ucieczki" zainteresowała się nim pani Robinson, żona wspólnika ojca Benjamina. Benjamin i pani Robinson zawiązują romans. Benjamin ożywia się przy kochance, pani Robinson cynicznie go wykorzystuje. Na kartach powieści pojawia się Elaine, córka pani Robinson. Tytułowy bohater Webba zakochuje się w niej. Między panią Robinson, Benjaminem a Elaine dochodzi do gry w trójąt miłosny, czy jak to nazwiemy.
Dość ciekawie zapowiadająca się powieść - analiza psychologiczna głównego bohatera, traci na impecie już po po pięćdziesięciu stronicach. Benjamin nie zyskuje w oczach Czytelnika. Jeśli dobrze zrozumiałem intencje Autora, "Absolwent" miał ( ma) być obrazem buntu młodego pokolenia z lat sześćdziesiątych. Jeżeli tak, Webb nic nowego nie wymyślił. Nastolatkowie na każdej szerokości geograficznej dają wyraz niezadowolenia w podobny sposób jak Benjamin. Ot, chociażby główny bohater "Pożegnań" Stanisława Dygata. Odsunięcie krzesła nad starszym człowiekiem, który chciał nań usiąść, to sztubacki dowcip, a tak naprawdę sprzeciw wobec sztywnych kołnierzyków. Benjamin pochwaliłby ów krok polskiego znajomego. Tylko co z tego wynika? Benjamin nie zyskuje w oczach Czytelnika. Ogranicza życie do kilka kroków
Powieść jest napisana w odwrotny sposób niż zazwyczaj się dzieje. Na ogół proporcje opisów i dialogów wyglądają tak: 60 - 70 procent opisów, reszta dialogi. W przypadku "Absolwenta" jest inny kontrast. Dialogi stanowią główną część powieści, a opisy są minimalistyczne. Czyta się zatem "Absolwenta" jak scenariusz filmowy. Miałem wrażenie, iż powieść powstała na podstawie właśnie scenariusza filmowego. Ale nie, to mylny trop. Po prostu Charles Webb tak skonstruował powieść, zanim ta dostała się w ręce ludzi Hollywood. Trochę ta konstrukcja powieści może nudzić, pozbawiać Czytelnika emocji opisu. Na przykład takich jak dał Reymont w "Chłopach".
I coś jeszcze. Bardzo często w dialogach występuje przedziwna kompozycja. Ktoś coś mówi a rozmówca pyta "co?" lub powtarza już wypowiedziane zdanie. Tak jakby nie rozumiał co interpelant chce przekazać. To też może denerwować przy czytaniu. Ten brak komunikacji. Czyżby Autor chciał w ten sposób przekazać czytelnikom obraz świata Benjamina?