Kilka lat temu obejrzałam film na podstawie książki, który mnie nie zachwycił. Teraz nie zachwyciła mnie również książka. Myślę, że z całego tego przedsięwzięcia pt. „Absolwent”, najjaśniejszą gwiazdą świeci piosenka Simona&Garfunkela „The Sound of Silence”.
Co do samej książki – czyta się szybko dzięki temu, że mamy tu bardzo dużo dialogów. Ich jakość to inna sprawa – bohaterowie tak często zmieniają zdanie, że mam wątpliwość co do ich stabilności psychicznej. I nie chodzi mi o panią Robinson, ale o Benjamina, który jest tak zmienny, niezdecydowany, zepsuty swoją niedojrzałością.
Mogę się mylić co do zamierzeń Charlesa Webba, ale wydaje mi się, że chciał przedstawić młodego człowieka w kryzysie egzystencjalnym. Któż z nas po studiach nie doświadczył w mniejszym lub większym stopniu owego kryzysu? Kto nie zaczął się zastanawiać nad sensem tych wszystkich lat, nad przyszłością, nad oczekiwaniami rodziny. Jednak coś mi tu nie zagrało. Benjamin jawi mi się jako niedojrzały synek bogatych rodziców, niemal niewdzięcznik, który nie potrafi docenić tego, co ci rodzice dla niego robią. Rzecz w sumie powszechna. Jednak nasz bohater jest tak rozchwiany, tak niestały w swoich decyzjach, że nie może budzić sympatii czytelnika.
„Absolwent” pojawia się na wielu listach książek, które trzeba przeczytać. I w sumie nie wiem dlaczego – bo choć temat ciekawy, to jego realizacja już trochę mniej. Warto jednak przeczytać, aby wyrobi...