Kiedy otrzymałam od wydawnictwa możliwość poznania powieści Bruno Whatever, moja ekscytacja wykraczała poza skalę. Odczuwałam ogromną radość i jednocześnie zaciekawienie tym, co mogę odnaleźć na kartach tej powieści. Nic więc dziwnego, że kiedy zasiadłam już do jej lektury, zadbałam o to, by nic i nikt mnie nie rozpraszał. Chciałam dać się porwać osobie autorskiej oraz temu, co zostało zaserwowane w tej historii. Czy ostatecznie mogę nazwać się fanką tej pozycji? O tym w tej recenzji.
Bruno z obojętnością podchodzi o wszystkiego. Szkoła, rodzina, znajomi... whatever. Social media? Tylko dla ludzi niespełna rozumu. Imprezy? Meh. Nastolatek swój wolny czas najchętniej spędza samotnie lub z najlepszą przyjaciółką, Julką. Co się jednak stanie, gdy Bruno zacznie czuć nieznane mu do tej chwili uczucia? Czy wciąż będzie w stanie pozostać obok wszystkiego, co się dookoła niego dzieje, czy też po raz pierwszy w życiu zaangażuje się w coś większego?
Zaczynając tę książkę, nie miałam jeszcze pojęcia o tym, co przyjdzie mi przeżyć podczas lektury. Nastawiałam się na coś ciekawego i przyjemnego, a w ostateczności otrzymałam coś innego. Choć, mimo moich następnych słów muszę podkreślić - ta książka nie jest zła. Jest dobra, jednak pojawiło się w niej dość sporo niedociągnięć, które mam nadzieję, zostaną w przyszłości wyeliminowane.
Główny bohater, Bruno okazał się postacią przedstawioną w sposób ciekawy, jednak nie mogę napisać, że jest to bohater pozytywny. Bruno przez zdecydowaną większość książki narzekał na wszystko, na co tylko mógł. Mama chce z nim porozmawiać? Po co, nie ma sensu. Ktoś chce wytłumaczyć nastolatkowi pewne sprawy? Nie, nie będzie tego słuchać. No i tak to leciało... Chociaż wiecie co? To i tak nie było najgorsze. Zachowanie tego bohatera spokojnie można przeżyć, widać ten typ tak ma. Jest jednak coś, nad czym nie umiem przejść do porządku dziennego.
W książce pojawia się silnie zarysowany wątek LGBT+. Jest to coś zupełnie normalnego, co pojawia się w życiu pewnej części osób - wszyscy to wiemy. Jednak w momencie, gdy dochodzi do zastanowienia się nad tym, jakiej orientacji jesteśmy, przez głowę raczej przechodzi nam wiele myśli. Nie od razu wrzucamy się do określonej szufladki, a już tym bardziej nie skupiamy się tylko na dwóch wyborach – byciu osobą albo homoseksualną, albo heteroseksualną. Tutaj niestety tak się zdarzyło. Osoba autorska skupiła się wyłącznie na tych dwóch orientacjach, zapominając o tym, że przecież istnieje też coś takiego jak biseksualizm... (o innych już nie wspominając). Powiem szczerze, że ten aspekt mocno mnie zirytował, ponieważ kwestia orientacji stała się tutaj tematem najważniejszym na świecie i nie jest to nic złego, chodzi mi raczej o to, że na siłę chciano przypisać danej osobie “łatkę” z konkretną orientacją (oczywiście albo hetero, albo homo).
Z kilku bohaterów wyszła tutaj bardzo duża toksyczność, co również wzbudziło moją irytację. Jednak wiem, że tak samo, jak różni są ludzie, tak i niektóry bohaterowie - każdy jest, jaki jest. Patrząc na tę powieść w kontekście tego, iż jest to część pierwsza większej serii – mam szczerą nadzieję, że w kolejnej książce będzie lepiej i szufladkowanie ludzi na siłę odejdzie w zapomnienie.
Bruno Whatever to powieść młodzieżowa, która nie jest zła, a wręcz przeciwnie – potrafi wciągnąć, zaangażować czytelnika i sprawić, by ten nawet się uśmiechnął podczas lektury. Jest jednak wiele aspektów, które mogą wzbudzać rozdrażnienie, a nawet złość, dlatego chcę to tutaj podkreślić. Mimo wszystko jestem ciekawa kontynuacji i liczę na ciekawą lekturę.