Pamiętam, że czytając "Proroctwo sióstr" czułam podekscytowanie. Siostry bliźniaczki uwikłane w rodzinną klątwę, dodatkowo na przekór swoim charakterom oznaczone przez los. Sami przyznacie, że motyw przewodni iście magiczny. Z wielką radością przyjęłam więc możliwość zrecenzowania kolejnej części przygód o Alice i Lii.
Michelle Zink to amerykańska pisarka, która pojawiła się na rynku ze swoją książką "Proroctwo sióstr", czyli pierwszym tomem zaplanowanej trylogii. Jej dzieło od razu zostało uznane jako jeden z najlepszych debiutów 2009 roku.
Fabuła
Lia i Sonia mieszkają obecnie w Anglii, gdzie wspólnie rozwijają swoje umiejętności zarówno w walce jak i te powiązane z ich darami. Trzymają one również aktywny kontakt z wynajętym, jeszcze przez ojca Lii, detektywem, który stara się znaleźć pozostałe klucze. Lia martwi się jednak czy uda im się dotrzeć do dziewcząt przed jej siostrą i czy w ogóle jest jakakolwiek szansa na zakończenie wiszącego nad nimi proroctwa. Niestety wszystko świadczy o tym, że Alice także nie próżnuje, a co gorsza jej umiejętności zdecydowanie przekraczają, te które posiada Lia. Informację o dziwnym zachowaniu Alice, ciągłym łamaniu magicznych reguł oraz jej wprawianiu się w byciu zaklinaczką przynosi ciotka Virginia, która przypływa do Anglii wraz z Luisą. Oprócz tej złej wiadomości przekazuje ona również siostrzenicy, że dziewczyna musi się niezwłocznie udać na wyspę Altus, gdyż siostra jej babci i jednocześnie, jedyna osoba która wie, gdzie znajduje się reszta stron z przepowiednią, ciężko zachorowała i wzywa ją do siebie. Dziewczętom nie pozostaje więc nic innego, jak spakować się i ruszyć w drogę. W trakcie okazuje się jednak, że wędrówka pełna jest niebezpieczeństw, a dusze nie zamierzają próżnować.
Wrażenia i rekomendacje
Bez zbędnych słów stwierdzam, że II tom tej historii jest dużo lepszy, ciekawszy i żywszy niż część go poprzedzająca. Akcja rozkręca się już od pierwszych stron i do samego końca nie staje ani na minutę. Najpierw czytamy o podróży na wyspę, która obfituje w liczne niespodzianki. Bohaterowie zostają zaatakowani ze strony, której się nie spodziewają, a także otrzymują pomoc od tajemniczego i przystojnego mężczyzny. Następnie naszym oczom jawi się Altus będące miejscem magicznym i niezwykle intrygującym. Z jednej strony panują tam pewne określone zasady postępowania i zachowania się, a z drugiej dość lekkie podejście do stylu i relacji damsko-męskich. Z zainteresowaniem poznawałam tą niesamowitą, odizolowaną od reszty świata wyspę, gdyż autorka dość dokładnie opisała zarówno jej sytuację społeczną jak również występujący tam krajobraz. Aby nie zdradzać wam zbyt wiele powiem jeszcze, że w dalszych rozdziałach wydarzenia przyozdabiają policzki czytelnika rumieńcami. Są pościgi, walki, a dla fanek wątków miłosnych, nawet lekki romans.
Co się tyczy bohaterów, to jest w tej części dużo mniej o Alice, a sporo o postaciach pobocznych. Zarówno Sonia jak i Luisa przewijają się przez praktycznie całą powieść. Jest też tutaj kilka słów więcej o Edmundzie, któremu wyznaczona zostaje funkcja przewodnika w drodze na wyspę. W pewnym momencie pojawia się także nowy bohater (wspomniany przeze mnie tajemniczy i przystojny ;)), który wielokrotnie odgrywa istotną rolę w biegu wydarzeń. Sama Lia jest jeszcze bardziej skoncentrowana na zakończeniu proroctwa, lecz czasami w jej myśli wkrada się lęk o porzuconego chłopaka lub troska o bezpieczeństwo innych. Nie jest ona na szczęście typem użalającej się, słabej postaci, dlatego mimo iż czasem zdarzają jej się chwilę zwątpienia, nie sposób jej nie kibicować.
"Strażniczka bramy" jest lepiej dopracowana niż tom I tejże serii, dlatego zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu. Nie ma tutaj nic, co raziło by mnie na tyle, abym musiała to skrytykować, dlatego z przyjemnością ją wam polecam.