Ponieważ polecano mi tę książkę, jako kolejną traktującą o początkach zakresu działań szpitali psychiatrycznych, to już na wstępie spodziewałam się, że jej treść będzie mieć wymiar bardziej historyczny, zdoła mnie doinformować o nieznanych jeszcze aspektach funkcjonowania takich miejsc. I tym większe moje rozczarowanie, bo przecież Autorka pokusiła się o umieszczenie akcji swojej powieści w realnie istniejącym szpitalu, działającym na przestrzeni XIX i XX wieku oraz w oparciu o informację, iż w 1995 roku rzeczywiście doszło tam do odnalezienia walizek byłych pacjentów i przekazania ich do Muzeum Nowojorskiego. Oczywiście Ellen Wiseman zastrzega, iż jej książka nie nosi znamion powieści historycznej, a luźno nawiązuje do tego, jak kiedyś traktowano ludzi nie tyle chorych, w jakimś stopniu zaburzonych psychicznie, ale każdego, kto innym mógł się wydać nieprzystosowany. Szczególnie dowolnie można było podejść do tematu, jeśli rzecz dotykała bliską osobę rodzaju żeńskiego. Tak jak to było w przypadku bohaterki, której wyraźny sprzeciw do zamążpójścia za nieodpowiadającego jej kawalera przypieczętował życie w izolacji i odebraniem wszelkich praw.
Niestety, pozbawienie historii głębi odbyło się tu na kilku poziomach. Nawet jeśli tego typu powieść nie jest historyczną, nie oznacza to, że nie będzie w pełni wartościową, wręcz przeciwnie. Fikcja literacka w oparciu o pewne znaleziska i odwołanie się do nich Wiseman mogła stać się jeszcze lepszą, niż czytana przeze mnie wcześniej "Wyspa dusz" Johanny Holmström. Jednak wyobraźnia Ellen poszła w innym kierunku i ostatecznie dostajemy powieść z ukłonem w kierunku młodego czytelnika. Byłam gotowa porównywać obie pozycje pod różnymi kątami, ale niestety nie mogę tego zrobić. Dlaczego? Bo to są diametralnie różne książki ze względu nie tylko na ujęcie tematu, ale przede wszystkim ze względu na brak realizmu ukazywanych zdarzeń przez Wiseman.
Dla mnie "To, co zostawiła" jest powieścią skierowana bardziej do nastoletniego odbiorcy. Issy, jako bohaterka współcześnie rozgrywającej się części fabuły jest nastolatką z równie trudnymi przeżyciami na koncie, co jej rówieśnica sprzed lat uwięziona w zakładzie. A mimo to dramatyczne wydarzenia schodzą na dalszy plan. To zalew treści spod znaku tendencyjnie potraktowanego życia w liceum grają pierwsze skrzypce. Jedna i druga bohaterka są nastolatkami. Oczywiście dziesiątki lat temu tak młode kobiety już wychodziły za mąż, więc na postać Clary spojrzymy inaczej, również ze względu na przeżywane przez nią dramaty przypisywane dziś dorosłym. Ale Izzy jest dzisiejszą nastolatką, osieroconą na skutek pewnych wydarzeń i do tego borykająca się z przemocą, jaką fundują jej w nowej szkole rówieśnicy. Jakby tego było mało nieudolnie przypisuje się jej podobne przeżycia, co prześladującej ją koleżance z klasy. A i tak w pewnym momencie to wszystko, ot tak, urywa się, by skupić naszą uwagę jedynie na połączeniu losów wiodących bohaterek tej powieści.
Ależ to wszystko niedopracowane. Brakuje rozwinięcia tematu przemocy szkolnej, bo łatwiej przejść do wybuchu uczucia między nastolatkami (reszta sama się pozamiata). Nie ma rozbudowania psychologi postaci, a jedynie napomknięcia o pewnych wypadkach w ich życiu. Jeśli zadawanie sobie bólu, samookaleczenia, nie jest ważne, to po co o tym wspominać? Jeśli znęcanie się nie jest godne uwagi, to po co w ogóle zaczynać ten temat? Jeśli zagłębianie się w procedury pseudo medyczne sprzed wieku nie jest najważniejsze, to po co ta książka? Czego ona tak naprawdę miała dotyczyć?
Bagatelizowane są istotne sprawy i ostatecznie z powieści nie zostaje nic wartościowego.