Bradley P. Beaulieu - amerykański pisarz, z wykształcenia inżynier komputerowy, laureat nagrody L. Ron Hubbard Writers of the Future Award przyznawanej najlepiej zapowiadającym się młodym twórcom. Publikował opowiadania m.in. na łamach "Realms of Fantasy", "Orson Scott Card's Intergalactic Medicine Show" i w różnych antologiach tematycznych.
Szczerze mówiąc, do tej książki zachęciły mnie statki. Widząc jeden na okładce nie mogłam stracić szansy na zdobycie jej. Wszystko to przez powieść Scotta Lyncha, która zdecydowanie bardzo przybliżyła mnie do przygód morskich.
Zawiodłam się trochę pod tym względem, bo nie dostrzegłam w tej historii elementów, na które czekałam, a i życia na żaglowcach niezmiernie tu mało, ale... w Wichrach Archipelagu znalazłam o wiele więcej.
Wiatr niesie śmierć. Tajemnicza zaraza dziesiątkuje ludność, osłabiając targane wewnętrznymi konfliktami księstwo Kałakowa. Nawet wznoszące się pośród wzburzonych mórz niedostępne mury nie chronią przed wszystkim, a fanatyczni Maharraci tylko czekają na okazję, by przejąć władzę.
Atak żywiołaka na zmierzający do wyspy powietrzny statek zaprzepaścił szansę na pokój. Śmierć, podróżującego nim Wielkiego Księcia pogorszyła i tak złą sytuację archipelagu. Los wysp spoczywa teraz w rękach młodego księcia Nikandra i autystycznego chłopca, który potrafi narzucić siłą natury swoją wolę.
Czy jest on jednak zbawcą, czy niszczycielem?
Bradley P. Beaulieu stworzył nowy, wspaniały świat. Świat, w którym statki nie płyną po morzu, a wirują wśród chmur, prowadzone przez wiatr. W zadziwiający sposób ukazał więzi, łączące bohaterów i pokazał, że determinacja, a także siła woli, połączona z odwagą, potrafi czynić cuda. Bo walczyć trzeba do samego końca.
Połowę książki przeczytałam w trzy godziny. Sądzę, że ogromną zasługę w tym miała wciągająca fabuła. Było późno, ale za każdym razem, kiedy docierałam do końca rozdziału, mówiłam sobie jeszcze jeden i czytałam dalej. Nie sposób oderwać się od lektury, kiedy kusi nas tak wyrafinowaną przygodą.
Nie mogę zaprzeczyć, że polubiłam dwóch głównych bohaterów - Nikandra i Nasima. Oboje wzbudzają we mnie współczucie, a jednocześnie podziw i ciepło na samą myśl o tym, jacy są. Nie sprzeciwię się też, jeśli ktoś powie, że zafascynował mnie wątek dwójki przyjaciół z dzieciństwa, skłóconych ze sobą przez swoje pochodzenie. Nie powiem też, że Rehada była mi całkiem obojętna.
Dla mnie powieść ma jednak trzy wady. Pierwszą z nich jest zakończenie. Nie twierdzę, że jest przewidywalne, bo kłamać nie zamierzam, ale wydaje się być zbyt suche. Mam wrażenie, że autor nieco ułatwił sobie zadanie lub też pomyślał, że może w tym miejscu skrócić historię, ale to wyszło zdecydowanie na minus. W jednej chwili akcja trwa, a w drugiej już mamy przed sobą jej nagły koniec i nie wiemy za bardzo dlaczego. Czasem warto przedstawić coś, jako opis, ale nie zawsze.
Drugą wadą jest przeszłość i przeplatająca się z nią teraźniejszość. Brakuje mi tu wspomnień (przede wszystkim) o tej przyjaźni, pojawiającej się w książce i większego rozwinięcia tego wątku. Zawsze pozostaje mi mieć nadzieję, że znajdę to w kolejnych częściach.
Trzecia i ostatnia to sceny erotyczne, które autor próbował wpleść w treść. Niestety, nie powiodło mu się to. Nawet te nikłe elementy, które się pojawiają, nie pasują do całości i psują efekt. Nie są czymś koniecznym, a znacznie lepiej byłoby bez nich.
Wichry archipelagu są zdecydowanie przeznaczone dla fanów fantastyki i przygody. Miłośnicy mocnych wrażeń raczej nie mają czego w niej szukać, ale dla tych pierwszych będzie to wspaniała chwila przyjemności. Czarujący styl autora z pewnością przeniesie ciekawych do świata pełnego magii i tajemnic. I nie pozwoli wyrwać im się aż do samego końca.
5.5/6