W Bełżcu, Sobiborze i okolicy, w latach 1942-43, Niemcy bestialsko wymordowali setki tysięcy obywateli polskich wyznania mojżeszowego, może nawet z milion. Ciała ofiar palono lub zakopywano w masowych grobach. Niemcy odbierali Żydom (chrześcijanie i inni też tam byli zabijani, ale Żydów było jednak najwięcej) wszelkie kosztowności, ale przy takiej masie ludzi, wiele walorów udawało się jednak ofiarom ukryć. Od czasu, gdy Niemcy zaczęli się wycofywać, w zasadzie do dziś (a tak, tak!), Polacy z pobliskich wsi, i nie tylko, rozkopują miejsce pochówku ofiar, szukają złota (zęby, koronki, biżuteria), dolarów i innych walut. W płuczkach, jak sama nazwa wskazuje, płukano ludzkie kości, oczyszczając je z resztek tkanki, błota i zanieczyszczeń. Ułatwiało to znalezienie złota.
W pierwszej części książki – dziennikarskiego śledztwa – autor, który jako nastolatek podczas wakacji dowiedział się, że w Bełżcu zginęło wielu członków jego rodziny, rozmawia z kopaczami, tymi, którzy profanowali miejsce pochówku dla zdobycia złota, w pierwszej fazie, natychmiast po odejściu Niemców. W dalszej części są to wywiady ze świadkami tych zdarzeń, z drugim pokoleniem kopaczy i ich rodzinami, relacje z żałosnych prób ochrony tego miejsca przez nieudolne państwo, nielicznych procesów i jeszcze rzadszych wyroków.
„– Czy ktoś na wsi mówił, że to, co robicie, jest złe?
Nie. Może i księża powinni coś powiedzieć, ale nie zwracali na to uwagi.
– A co pan teraz o tym myśli?
To kopanie, to i tak nie pomogło ani nie zaszkodziło temu umarłemu. Nic złego nikt nie robił. To, com znalazł, to by i tak przepadło. Chociaż Żydzi też byli ludźmi. Każdy na drzwiach miał przybite przykazania”*.
Kiedy przeczytałem ten fragment, zaskoczyło mnie to, że… jakoś mnie to nie zdziwiło. Ksiądz (księża bardzo dobrze wiedzieli o ciągnącym się latami procederze) miałby jakoś zabraniać profanacji zwłok, odrąbywania głów szpadlem, żeby już w domu lub lesie na spokojnie, poszukać w ustach złotych koronek, zakazywać parafianom grzebania trupom w odbytach i pochwach? Przecież część zdobyczy lądowała na księżej tacy! A jeśli nawet nie były to złote zęby, to pieniądze uzyskane z ich sprzedaży.
Jeden z rozmówców autora stwierdził, że człowiek jest zły z natury. Rodzi się egoistą, kocha tylko siebie. Złe cechy ma rozwinięte od początku, za to dobra musi się nauczyć. Dobrym człowiekiem można się dopiero stać, ale trzeba wykonać pewną pracę. I, że wierzy, że każdy ma w sobie też zalążek dobra i od niego zależy, co z nim zrobi. Ale też nie każdy jest w stanie podjąć taki wysiłek i nie każdy czuje taką potrzebę. Moim zdaniem – ma rację. Nie wiem, jak to wygląda w przypadku innych nacji, nie znam ich zbyt dobrze, ale u Polaków jest właśnie tak. I nie, nie lokalnie… w Treblince też kopali.
Książka, której wielu nie przeczyta. Zwłaszcza tych, którzy pond prawdę, rzeczywistość i fakty, stawiają własne przekonania i propagandę partyjną.
--
* Paweł Piotr Reszka, „Płuczki. Poszukiwacze żydowskiego złota”, Wydawnictwo Agora, 2019, s. 18.